Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

14.03.08 - WYPADKI - Co tak naprawdę stało się w Pniewach?

Joanna Małecka
W sobotę, 1 marca na ul. Lwóweckiej w Pniewach ktoś potrącił 64-letnią kobietę. Nie wiadomo czy był to 31-letni mieszkaniec powiatu międzychodzkiego czy tajemniczy nieznajomy, który zdaniem świadków zbiegł z miejsca ...

W sobotę, 1 marca na ul. Lwóweckiej w Pniewach ktoś potrącił 64-letnią kobietę. Nie wiadomo czy był to 31-letni mieszkaniec powiatu międzychodzkiego czy tajemniczy nieznajomy, który zdaniem świadków zbiegł z miejsca zdarzenia. Jedno jest pewne: nie żyje kobieta, podejrzewany jest na wolności, świadkowie nie zgłaszają się na policję.

W Pniewach nie cichną komentarze na temat wydarzeń z feralnej soboty. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej wątpliwości dotyczących śmiertelnego wypadku. Mieszkańcy nie chcą mówić. Zwieszają głowy i odchodzą albo kwitują: – Ten gówniarz, to on to zrobił. Kim jest ten nieletni? Podobno to ustawiony synalek bogatego tatusia. Niestety trudno to ustalić, bo do tej pory nie zgłosił się naoczny świadek zdarzenia.
Fakty mówią same za siebie: 64-letnia kobieta, nauczycielka z tamtejszego Zespołu Szkół nie żyje. I nie wiadomo kto zabił...

Miliony komentarzy i wątpliwości
Zaczęło się od informacji na strony internetowej "Wirtualne Pniewy". Informacja: "Strażacy zabezpieczali miejsce wypadku drogowego. Do zdarzenia doszło na przejściu dla pieszych na ul. Lwóweckiej nieopodal hurtowni. Samochód potrącił przechodzącą przez jezdnię, prawidłowo na pasach, mieszkankę Pniew. Kierowca samochodu osobowego zbiegł z miejsca wypadku, rannej osobie pomocy medycznej udzieliło Pogotowie Ratunkowe" wywołała burzę. Zdaniem internautów Jadwigę Kotlarek potrącił nieletni i zbiegł z miejsca wypadku. W momencie kiedy administrator strony zauważył, że w postach zaczynają padać konkretne nazwiska zablokował możliwość dodawania komentarzy. – Musieliśmy tak postąpić ze względu na ochronę danych osobowych – mówi Robert Poczekaj, który opiekuje się stroną. – Żałuję tylko, że nikt nie mówi o świadkach zdarzenia, którzy mogliby wyjaśnić całą tę sprawę.

Podejrzany kierowca z firmy transportowej
Jak się okazuje naoczny świadek istnieje, ale nie zgłasza się na policję. Nie wiadomo dlaczego. Według policyjnej wersji wydarzeń sprawcą jest 31-letni mieszkaniec powiatu międzychodzkiego a kobieta wtargnęła na jezdnię. Kiedy w serwisie "Wirtualne Pniewy" pojawiła się ta informacja przybyło komentarzy. Zdaniem internautów osoba ta nie spowodowała wypadku a jedynie została podstawiona przez właściciela dużej firmy transportowej. Nie potwierdza tego ani policja ani prokuratura, która nadzoruje sprawę choć jest coś co łączy wszystkie plotki i spekulacje. – Z materiału dowodowego wynika że do uderzenia pieszej doszło około 30 metrów przed przejściem dla pieszych. Wiemy, że sprawcą był pracownik firmy transportowej z Pniew, który zatrzymał się zaraz po zdarzeniu – wyjaśnia Paweł Gryziecki, prokurator rejonowy. – Nie zostały mu jednak postawione zarzuty ponieważ musimy powołać biegłego zajmującego się rekonstrukcją wypadków drogowych. Bez niego tej sprawy nie rozstrzygniemy. Policja nic więcej nie wie. – Apelujemy do świadków, by zgłaszali się do Komendy Powiatowej Policji w Szamotułach – mówi Sylwia Hojan, rzecznik prasowy KPP Szamotuły. – To dziwne, że nikt nie chce przyjść powiedzieć jak to naprawdę wyglądało.

Bez zamieszania?
Zdaniem jednego z użytkowników, Ochotnicza Straż Pożarna w Pniewach zmieściła na swojej stronie www informację: "(...)samochód potrącił przechodzącą przez jezdnię, prawidłowo na pasach, mieszkankę Pniew. Kierowca samochodu osobowego zbiegł z miejsca wypadku". Następnie dodaje, że notatka ta szybko uległa zmianie. Potwierdza to prezes OSP w Pniewach. – Po przyjeździe strażaków, na miejscu nie było nikogo – mówi Andrzej Hładki. – Ulica Lwówecka jest długa i zanim znaleźli miejsce wypadku musieli zapytać o nie kilka osób. Prawdopodobnie od nich dowiedzieli się jak dokładnie przebiegał wypadek. Jeden ze strażaków, przy zabezpieczaniu miejsca potrącenia, dowiedział się, że sprawca uciekł. Taką informację podał osobie odpowiedzialnej za stronę internetową OSP Pniewy. Notatka wywołała burzę i... została ściągnięta ze strony, żeby nie robić dalszego zamieszania.

Puste, szkolne mury
O wypadku mówi się także w szkole, w której uczyła Jadwiga Kotlarek. – Wszyscy zastanawiają się jak to się stało – mówi Ryszard Adamski, dyrektor placówki. – Padają rożne podejrzenia. Nawet dzisiaj o tym dyskutowaliśmy. Nauczycielka jak co dzień wyszła z psem. Jak co dzień szła tą samą drogą i przechodziła w tym samym miejscu. Nikt nie spodziewał się, że nie wróci do domu, że w poniedziałek nie przyjdzie do szkoły. Po potrąceniu jeszcze żyła. Dopiero w szpitalu zmarła. Wraz z nią odszedł ukochany pies.
W Zespole Szkół uczyła w dwóch klasach. Wszyscy ciepło ją wspominają. Jej mąż był burmistrzem Pniew. Zmarł w 1996 roku. Od tego czasu Jadwiga żyła sama. Pochłonęły ją zajęcia z młodzieżą chociaż ze względu na to, że była na emeryturze, wykładała tylko kilka godzin dziennie. Zawsze życzliwa, wyrozumiała, chętna do udzielenia pomocy już nigdy nie uśmiechnie się do dyrektora Ryszarda Adamskiego i innych nauczycieli. Nie zobaczy zwątpienia na twarzach uczniów i nie powie że to nie Mickiewicz tylko Słowacki.
Na szkolnym korytarzu wisi gablota poświęcona pamięci nauczycielki. W sierpniu tego roku obchodziłaby 40-lecie swojej pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 14.03.08 - WYPADKI - Co tak naprawdę stało się w Pniewach? - Wielkopolskie Nasze Miasto

Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto