Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ej, wywijasy! zapraszam na boisko!

Magda Prętka
Drużyna Sparty w latach 50 - tych
Drużyna Sparty w latach 50 - tych Archiwum Jana Stachowiaka
Wspominamy dawne czasy szamotulskiej Sparty wspólnie z Bogdanem Białasikiem, Janem Stachowiakiem, Marianem Koniecznym i Tadeuszem Baraniakiem

Kiedy latem ubiegłego roku spotkaliśmy się z trenerem Łucjanem Gojnym i dawnymi zawodnikami Sparty: Tadeuszem Kalotką, Marianem Kurowskim, Ryszardem Starostą oraz Tadeuszem Baraniakiem, przekazano nam niezwykle cenny i szalenie ciekawy element historii szamotulskiej piłki nożnej, jakim stały się wspomnienia związane ze Spartą. W oparciu o nie, „chwilę” po rocznicy walki szamotulan o wejście do II ligi w latach 70 – tych, powstał reportaż przypominający mieszkańcom o niemałych dokonaniach lokalnego klubu, a tym samym o czasach, kiedy to życie Szamotuł zatrzymywało się na 90 minut – za każdym razem, gdy Sparta rozgrywała mecz...

Dziś, przy okazji niedawnego jubileuszu 90 – lecia istnienia klubu, postanowiliśmy po raz kolejny powrócić do tamtych lat. Jakie one były? Z pewnością barwne i bardziej niewinne – młodzi nie mieli wówczas zbyt wielu rozrywek do wyboru, takie były czasy, lecz sport u wielu zaspokajał potrzebę realizacji własnych pasji, kształtował postawy, wychowywał.

Każda ulica w Szamotułach miała niegdyś swoją drużynę piłkarską. Grało się między blokami lub na podwórkach, a jeśli było się naprawdę dobrym pewnego dnia można było usłyszeć ciepły, choć stanowczy okrzyk: „Ej ,wywijasy! zapraszam na boisko”! W ten sposób Stanisław Kurowski „wyłapywał” dobrze zapowiadających się młodych zawodników, z których część zasilała później spartańską drużynę. Takowe zaproszenie w 1964 roku usłyszał również Bogdan Białasik, miał wówczas 12 lat.

– Do 16 roku życia grałem w trampkarzach, później przyszedł czas na drużynę juniorską, w której występowałem do momentu ukończenia 18 lat. W roku 1971 natomiast zasiliłem szeregi pierwszej drużyny, w której zadebiutowałem w meczu z Kaliszem, zaś w 72’ stałem się jej podstawowym zawodnikiem – przekonuje Bogdan Białasik – Nieco wcześniej do Szamotuł zawitał Łucjan Gojny, który stworzył prawdziwą historię Sparty – dodaje.

Cofając się do tamtych lat, na myśl przychodzą mu nazwiska trenerów: Maćkowiak, Januszak, Biernat, Chudziak – będący byłym reprezentantem Kolejorza.

– Naszym odwiecznym rywalem byli Błękitni Wronki. Doskonale pamiętam dzień 1 listopada 1971 roku, kiedy to jechaliśmy pociągiem do Wronek na mecz. Tak się akurat stało, że w Samołężu wykoleił się pociąg towarowy, więc od Pęckowa pieszo szliśmy na wroniecki stadion. Mimo to wygraliśmy 1:0. To była święta wojna – mówi z uśmiechem.

Podczas jednego ze sparingów rundy wiosennej 1976 roku Sparta przegrała 1:4. Jak sam Bogdan Białasik przyznaje – był już wówczas w miarę ukształtowanym zawodnikiem, nie mógł jednak przypuszczać, iż do tego stopnia, aby mogły się nim interesować inne kluby. A jednak...

– Trener Gojny oświadczył wtedy, że przyglądają się nam trenerzy z zewnątrz, którzy są ciekawi zawodników Sparty. Nigdy w życiu bym jednak nie przypuszczał, że może chodzić o mnie i szkoleniowców Lecha Poznań. A jednak następnego dnia w moim domu pojawiła się delegacja Lecha, prezesi – Sparty i Kolejorza porozumieli się i w taki oto sposób w 1976 roku zmieniłem barwy klubu – wspomina Białasik.

I chociaż jego przygoda z Lechem nie trwała długo, w niezwykle ciepły sposób opowiada o tamtym okresie swojego życia. Wspomina zasłużonego trenera Hradeckiego i Edmunda Białasa. W barwach Kolejorza zadebiutował 22 lipca 1976 roku w meczu z Ruchem Chorzów na dawnym stadionie Warty im. Edmunda Szyca w Poznaniu. Jakubczak, Wojciechowski, Szewczyk, Napierała – mówi o nich, jako o najznakomitszych piłkarzach tamtych lat.

– Doskonale pamiętam spotkanie ze Śląskiem Wrocław, na które przyszło 45 tys. osób. Po rzucie rożnym uderzyłem wtedy niestety głową w poprzeczkę – mówi z uśmiechem – Niesamowitym przeżyciem był też wyjazd do Warszawy. Przegraliśmy wtedy z Legią 0:3, ale nie o to chodzi. Kiedy wszedłem na ten słynny, warszawski stadion poczułem, że mam watę w kolanach. Otarłem się wtedy o takie postaci, jak Kazimierz Dejna, czy Pieszko. To było dla mnie coś magicznego – przekonuje Bogdan Białasik.

W I lidze rozegrał 16 meczy. Na boisku spotkał się także z legendarnym Andrzejem Iwanem, który wówczas reprezentował Wisłę Kraków. W grudniu 1976 roku natomiast otrzymał powołanie do Olimpii Poznań, gdzie grał do roku 1978. Później powrócił do Sparty, by tworzyć historię klubu do roku 1984.

– Z perspektywy czasu żałuję trochę, że odszedłem do Lecha akurat w tym momencie, gdy Sparta walczyła o wejście do II ligi, być może jakoś pomógłbym kolegom. Moim zdaniem tamten zespół mógłby z powodzeniem grać w dzisiejszych czasach w I lidze – mówi.

Jak sam jednak przyznaje – nie byłoby go w Sparcie, gdyby nie poprzednie pokolenia lokalnych sportowców stanowiące wówczas dla młodych prawdziwe wzory do naśladowania. Nie mówi tylko o piłkarzach, ale i członków pozostałych sekcji Sparty. A owe starsze pokolenie reprezentował m.in. Jan Stachowiak, który w Sparcie zaczął grać w latach 50 – tych minionego stulecia, w wieku 13 lat.

– Byliśmy amatorami, ale nie brakowało nam zaangażowania. Najpierw była szkoła, potem treningi, wiele osób też pracowało, a jednak chciało im się grać – przekonuje Stachowiak.

Myśląc o swojej przygodzie z klubem wspomina legendarnego już prezesa, Jerzego Kłosa.

– To był niesamowity człowiek, szczerze oddany Sparcie, dzięki któremu wszystko w klubie działało jak w szwajcarskim zegarku – mówi – Należy też wspomnieć Stefana Mizgalskiego, kolejnego prezesa, człowieka opokę, na którym zawsze można było polegać oraz Smulkowskiego z Warty Poznań – działacza, członka Zarządu klubu. Z pewnością jednym z najwybitniejszych trenerów był natomiast Bernard Vidura. Kiedy niespodziewanie odszedł pojawił się Mieczysław Chudziak. Warto też wspomnieć o Konradzie Piechowiaku, Marianie Jankowiaku, Mieczysławie Pupce, Ireneuszu Grzegorzewskim, Wacławie Badzińskim, Stanisławie Kopucie – późniejszym zawodniku Ruchu Chorzów, a także o Stanisławie Kalotce – wszyscy byli świetnymi zawodnikami. Grał też Jan Konic, Stanisław Kryg, byli bardzo oddani klubowi – mówi.

Na treningi przychodziło wtedy po 40 – 50 osób. By dostać się zatem do pierwszej drużyny, trzeba było wykazać się nie tylko umiejętnościami, ale i zaangażowaniem, oddaniem w stosunku do piłki, jak i klubu.

– Graliśmy wtedy w klasie okręgowej, więc na spotkania wyjazdowe udawaliśmy się do Kępna, Leszna, Rawicza, Konina – trzeba było pokonywać wiele kilometrów. Kto by pomyślał wtedy o jakiś autobusach. Jeździliśmy na pace samochodu ciężarowego wyściełanej słomą. Podróże trwały wiele godzin, bo maksymalnie kierowca mógł jechać 40 km/h. Docieraliśmy na miejsce tak naprawdę na chwilę przed meczem – wysiadaliśmy i graliśmy. Gdy dostaliśmy oranżadę albo obiad, to było dopiero coś. Wracaliśmy do domu w nocy lub nad ranem, a następnego dnia trzeba było pójść do pracy i nikt wtedy nie narzekał. Nie mieliśmy dodatkowych atrakcji, sport był jedną z nielicznych, więc każdy chciał grać – mówi Jan Stachowiak.

Wspólnie z Romanem Orlikiem tworzyli ponoć najlepszą parę pomocników w Wielkopolsce.

– Piechowiak, Pupka, Marian Konieczny – to dopiero był atak wyśmienity – wspomina.
Barwy Sparty Stachowiak reprezentował do 1960 roku. Otrzymał powołanie do milicyjnego wówczas klubu Olimpia Poznań, jednak ze względu na śmierć ojca został odroczony od wojska.
– Niegdyś Szamotuły od poniedziałku do niedzieli żyły sportem. Na ulicy Wronieckiej znajdował się zakład fryzjerski pana Chybickiego, gdzie mieszkańcy spotykali się również po to, by typować wyniki spotkań Sparty. Sekretariat sekcji piłki nożnej natomiast prowadził Stefan Maćkowiak, były kierownik warsztatów olejarni przy ulicy Kościelnej – mówi Stachowiak – W oknie restauracji Geremka na Rynku po każdym meczu wywieszany był wynik. Mieszkańcy czekali na to ze zniecierpliwieniem – dodaje.

Szczególnie duże znaczenie Sparta odegrała po wojnie. Kraj był bowiem zniszczony, zaś w Szamotułach jedyną atrakcją dla młodych chłopców poza kinem, była piłka. Zazwyczaj jedna, bo i sprzętu brakowało.

– Piłki były wtedy wiązane, więc gdy ktoś trafił głową w to wiązanie, to naprawdę bolało – wspomina z uśmiechem Jan Stachowiak.

Inny dawny spartanin, Marian Konieczny – wieloletni kierownik drużyny oraz członek sekcji szachowej Sparty, reprezentujący pokolenie powojenne w klubie wspomina z kolei mecze wyjazdowe, przywołując nazwiska ówczesnych kierowców: Krause i Cybulki.

– Z Krusickim natomiast na mecz do Wronek jechaliśmy godzinę. Był bardzo ostrożnym kierowcą – uśmiecha się Konieczny – Zawsze towarzyszyli nam kibice. Na wyjazdy przybywało bowiem 20 – 30 aut z Szamotuł – dodaje.

Konieczny rozpoczął swoją przygodę ze Spartą w wieku 16 lat w drużynie juniorskiej. Później trafił i do pierwszej drużyny, w której grał m.in. z Czoisnerem, Kwartalskim, Złotnickim, Zakrzewskim, Koputem, Julianem Jankowiakiem, Vidurą. Reprezentował Spartę do momentu ukończenia 32 roku życia, a jedyna przerwa w grze nastąpiła podczas jego pobytu w wojsku.

Zarówno Konieczny, jak i Stachowiak przywołują we wspomnieniach postać Mariana Jankowiaka – przedwojennego bramkarza reprezentacji Polski, który trenując szamotulan nauczył ich przede wszystkim gry technicznej, opartej m.in. na wielu podaniach. Stanowczo przekonują też, iż Sparta słynęła niegdyś nie tylko z doskonałej gry (przez lata była bowiem czołową drużyną Wielkopolski), ale i z charakterystycznej wesołości.

– Byliśmy bardzo rozśpiewaną, radosną drużyną. Pamiętam Stanisława Kalotkę, który przepięknie śpiewał – również tzw. klubowe przyśpiewki. A to wszystko wynikało z tego, że do szczęścia naprawdę nie potrzebowaliśmy wiele, chcieliśmy tylko grać – przekonuje Jan Stachowiak.

Tadeusz Baraniak z kolei, z którym rozmawialiśmy już w roku ubiegłym przy okazji rocznicy gry Sparty w barażach z Górnikiem Wałbrzych mówi o klubowych lekarzach: Pajzderskim i Mroczkowskim. Ogromne zasługi dla klubu niewątpliwie miał także Ryszard Mataj, kierownik drużyny, który całe swoje serce oddawał Sparcie.

– W drugiej połowie lat 70 – tych kierowcą autobusu był Czesław Kudlak. Pamiętam obóz w Zielonejgórze, kiedy podpuściliśmy go, że nie przejedzie przez jedną, dość wąską bramę z prędkością 100 km/h. Mówię do niego: Czesiu, nie przejedziesz... A on przejechał! – mówi z uśmiechem Tadeusz Baraniak – Innym razem wracaliśmy z meczu wieczorem, była straszna mgła – do tego stopnia, że pan Stanisław Kurowski miał otwarte boczne drzwi autobusu i patrzył, czy do rowu czasem nie wjeżdżamy. Poruszaliśmy się żółwim tempem, ale Czesław dowiózł nas cało do Szamotuł – dodaje.

Druga połowa ubiegłego stulecia rzeczywiście oznaczała inne czasy. Wówczas bowiem sport odgrywał istotną rolę nie tylko wśród młodych, ale i dużej części lokalnego społeczeństwa.

– Zimą przy stadionie funkcjonowało lodowisko, którym zarządzał pan Stanisław Kurowski, wielka postać szamotulskiego sportu – oddana mu, jak nikt inny. Jeździliśmy na łyżwach, graliśmy w hokej, a to procentowało później na boisku, byliśmy lepsi sprawnościowo – tłumaczy Białasik.

Wspólnie ze Stachowiakiem odwołuje się również do postaci Tadeusza Łukaszyka – szatnika Sparty, który przygotowywał stroje do gry na wyjazd, pakował buty, rozwieszał afisze na mieście informujące o meczu, a na każdym spotkaniu pełnił funkcję porządkowego.

– Był opoką klubu – w mieście, jak i na wyjazdach – wspomina Białasik.

Tadeusz Baraniak mówi z kolei z uznaniem o bramkarzu Kwiatku i Barańskim – świetnym zawodniku przekonując, iż dawnym spartanom tworzącym w wielki sposób historię klubu należy się niski ukłon i pamięć o ich oddaniu Sparcie.

My również liczymy na to, że owa historia wciąż będzie pielęgnowana...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto