18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szamotulscy blogerzy. "Panie od rękodzieła"

Redakcja
www.bligu.blogspot.com
Tworzą małą, choć w gruncie rzeczy - wielką sztukę. Kim są? Blogerkami. Artystkami. Żonami i matkami. Dziewczynami, dzięki którym miasto jest ciekawsze!

To trwało tak naprawdę chwilę. Jeden wpis na fan page’u. Jedno pytanie. I nagle okazało się, że nie będę w stanie ogarnąć tego tematu w jednym tekście, bo jest ich zbyt wielu. Blogerzy. Co wiedziałam o nich wcześniej? W gruncie rzeczy niewiele. Znaliśmy się z widzenia. Mijaliśmy się w ośrodku kultury, w szkołach, na ulicach. Albo w ogóle. Część z nich poznałam przy okazji zbierania materiałów do zupełnie innych tematów, o których pisałam. Aktywność niektórych śledziłam od dawna. Miałam jednak tą świadomość, że kiedyś musi dojść do konfrontacji tego szamotulskiego świata funkcjonującego gdzieś w kosmosie wirtualnej sieci. Naszego świata – lokalnych blogerów.

Pamiętam, że był poniedziałek. Kilka dni przed Walentynkami. Szukałam materiału na czołówkę do działu kulturalnego. W mieście mignął mi gdzieś plakat. „Kartkowe dziewczyny” dumnie zapraszały na warsztaty w klimacie „święta miłości”. Miejsce: SzOK. Pomyślałam, że to może być „to”. I kiedy późnym popołudniem weszłam tamtego dnia do galerii wiedziałam już, że granica między rzeczywistością, a fantazją – jak mawiał Polański – zostanie zamazana. Kilka kobiet w różnym wieku, dziesiątki kolorowych papierów, skupienie i artystyczne zacięcie, a do tego 3 przepełnione jakąś bliżej nieokreśloną radością dziewczyny, które o własnoręcznym robieniu kartek okolicznościowych (tzw. cardmaking) mogłyby mówić godzinami. Z tą samą pasją i pewnym zauroczeniem w oczach. W taki właśnie sposób poznałam pierwsze szamotulskie blogerki: Milenę, Lindę i Agatę. I tak naprawdę to wtedy też przyszło mi na myśl, by napisać o sferze blogowania.

Twórczość Mileny Kolat – Rzepeckiej(niepowtarzalnakartka. blogspot.com) znałam już od pewnego czasu. Śledziłam jej poczynania na facebooku. Słyszałam o Pracowni Rękodzieła, którą prowadzi w ośrodku kultury. Moja głowa wykreowała pewne wyobrażenie na jej temat. I kiedy tego pamiętnego poniedziałku w końcu osobiście ją poznałam, obraz funkcjonujący w strefie myśli się urzeczywistnił. Pełna humoru, niewidzialnego optymizmu i setek słów, które z radością nieustannie wypowiadała, była dokładnie taka, jaką widziałam ją w wyobraźni. Pozostałe dziewczyny w jednej chwili zauroczyły mnie do granic możliwości. Chciało się ich słuchać. I słuchać. I czerpać od nich tą fascynację małą, choć w gruncie rzeczy – wielką sztuką. O takich ludziach chcę pisać – pomyślałam wtedy. I tak też się stało…

Na mój apel na fan page’u dotyczący lokalnych blogerów dziewczyny zareagowała niemal natychmiastowo. Kwestią czasu pozostało wybranie terminu na spotkanie…

Wieczór w środku tygodnia. Wtorek. Ten sam, w którym Paula Krenc – „pani od ciastek”, jak zwykłam ją nazywać (jedna z bohaterek pierwszej części materiału o blogerach), wpadła do redakcji, by zawrócić mi w głowie opowieściami o świecie kulinariów, który stanowi tło jej życia. Za oknem zrobiło się „na chwilę” nieco cieplej i chyba wszyscy zaczęliśmy już wtedy cieszyć się z nadejścia wiosny. Rozpoczęłam sezon rowerowy, co nie do końca było dobrym pomysłem, bo dzień później obudziłam się z paskudnym bólem gardła. No cóż…

Umówiłyśmy się z Mileną i resztą dziewczyn w Sanguszko. Kawiarniany klimat natchnięty szczyptą artyzmu i jak zawsze, trafnie dobranymi dźwiękami, stanowił idealne miejsce do rozmowy. Milena przyjechała wraz ze swoją siostrą, Lindą Dudziak (groszeknawrzosowisku.blogspot.com). Chwilę później dotarła Agata Araszkiewicz (bligu.blogspot.com), której pracy – podobnie jak w przypadku Lindy i Mileny – mogłam przyglądać się już na warsztatach walentynkowych. Do grona „kartkowych dziewczyn” dołączyła także Ola Caboń (cabonie.blogspot.com) prowadząca bloga wspólnie z mężem, a wkrótce potem – Agata Dobak (blueagata25.blogspot.com).

Od banałów czasem uciec się nie da. Zanim jednak zapytałam: drogie panie, jak to się u Was zaczęło z tym blogowaniem? Agata Araszkiewicz postanowiła zabrać mnie i pozostałe blogerki w krótką podróż w przeszłość, której celem stało się przedstawienie powodów towarzyszących założeniu grupy SZAGA. Wkrótce wyjaśni się, czym ona jest.

Było, więc tak – mówi Agata – w Poznaniu funkcjonuje odłam forum Craftladies służący pewnego rodzaju wspieraniu się za pośrednictwem internetu kobiet, które zajmują się przeróżną działalnością artystyczną. Dziewczyny spotykają się, rozmawiają, dyskutują.

– Pozazdrościłyśmy im trochę i postanowiłyśmy stworzyć coś takiego na gruncie lokalnym – przekonywała.
Na początku były to 4 osoby (Agata Araszkiewicz, Agata Dobak, Ola i Radek Caboń), które w wakacje ubiegłego roku zapisały w swoich głowach, jako pewnego rodzaju cel, tę inicjatywę. Dotąd rozproszone w miejskiej przestrzeni, mimo że się znały i wzajemnie ceniły swoją twórczość, nie posiadały „panelu” do szerszej komunikacji. To miało jednak się zmienić.

W listopadzie wszyscy spotkali się po raz pierwszy. Potem w grudniu, aż w końcu comiesięczne zderzenia kilku osobowości w formie rozmów i nie tylko, stały się pewnego rodzaju tradycją. Tak powstała SZAGA.

– Żartobliwym i nieco luzackim rozwinięciem skrótu SZAGA miało być Szamotulska Grupa Artystyczna. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że lokalni odbiorcy mogą nie do końca podchodzić z zadowoleniem do tej
nazwy. Żadne z nas artystki– tłumaczyła Agata, z czym osobiście nie potrafiłam się zgodzić. Wystarczy przecież popatrzeć tylko na to, co dziewczyny i jeden rodzynek wśród nich robią, aby wraz z głębokim oddechem uznania móc krzyknąć, że ich przekonania są całkowicie nieuzasadnione – Pomyśleliśmy, więc, że SZAGA, to też pewne pójście na skróty – że nasze spotkania służyć mają wzajemnej wymianie doświadczeń związanych z tworzeniem, a tym samym i ułatwianiu pracy opartej na podpowiedziach, radach – ciągnęła Agata.

Kiedy słuchałam opowieści o tym, na czym polegają ich comiesięczne „narady”, na myśl bezwiednie przyszło mi skojarzenie z małym amerykańskim miasteczkiem z jakiegoś dobrego filmu obyczajowego, w którym reżyser z niezwykłą tkliwością przygląda się życiu przede wszystkim tamtejszych kobiet. Te spotykają się na wspólnej herbacie, wymieniają przepisami, rozmawiają o facetach (trudno jednak do końca odnieść to do SZAGI ze względu na bytność Radka w grupie). Ale SZAGA to coś dużo większego i ważniejszego zarazem.

– Spotykamy się w różnych domach, w zależności od tego, która z dziewczyn może akurat zorganizować „posiedzenie”. Każde ma swój określony temat, choć nie dosłownie. Bezpośrednio przed spotkaniem pojawia się jedynie zajawka tego, co będziemy robić, przy czym nie zawsze to gospodyni ów temat narzuca – mówiły dziewczyny.

Zajawki pojawiają się na facebookowym fan page’u, który panie wspólnie ze swoim rodzynkiem utworzyły wkrótce po uformowaniu się SZAGI. Jak same mówiły – to ważne, by było ich „widać” i to, co tworzą. Nie chodzi jednak o cele komercyjne, lecz pewną społeczną inicjatywę – skupienie lokalnych twórców – przekonanie społeczności, że razem można powoływać do życia rzeczy naprawdę wielkie. Inspirować się wzajemnie. Dawać upust temu, co w człowieku siedzi poprzez pracę artystyczną. A do tego – miło spędzać czas.

Mimo, że SZAGA nie skupia tylko i wyłącznie blogerów – twórców, wielu z jej członków o blogowaniu mogłoby powiedzieć niejedno. I w taki oto sposób wracamy do Mileny oraz Lindy. Był rok 2009.

– To wszystko przez Lindę – tłumaczy mi z uśmiechem Milena – Pewnego dnia, jak gdyby nigdy nic mówi do mnie: Słuchaj! Widziałaś jakie rzeczy są w Internecie? Chodziło rzecz jasna o blogi. I to jakie! Dziewczyny wrzucały niesamowite materiały dotyczące m.in. cardmakingu, którym my też się zajmowałyśmy. Na ich wpisy czekało się jak na szpilkach – Milena nie przerywa opowieści – To był impuls. Założyłyśmy blogi. Ja wtedy nie miałam jeszcze tej świadomości, że to idzie gdzieś w świat. Powstawał wpis. Wciskałam: publikuj na pulpicie nawigacyjnym i już.

Linda stwierdziła, że w jej przypadku było podobnie. Na początku podchodziła do blogowania bardzo spontanicznie. Z czasem dopiero przyszła pewna powaga, którą naznaczyła swoją przestrzeń w sieci wirtualnej. Zaczęła dopieszczać szczegóły, zastanawiać się nad tym, jak owoce jej pracy, które publikowała, zostaną odebrane przez czytelników. Zadawała sobie pytania i wciąż zresztą to robi: do kogo ja trafiam? Czy ludziom rzeczywiście spodoba się to, co robię? Obok nich nadal stoi jednak i zadowolenie z samego faktu, że tworzy. To znaczy dla niej bardzo dużo. Spoglądając na ilość obserwatorów zdaje sobie sprawę przy tym z pewnej odpowiedzialności za publikacje.

– Wydaje mi się, że na początku przygody z blogowaniem miałam więcej pomysłów, byłam bardziej kreatywna, choć w gruncie rzeczy nie wiem na czym to polega – wtrąca Milena – Pamiętam, że kiedyś przy okazji wpisów dotyczących kartek zdarzało mi się pisać więcej o rodzinie, „przemycać” historie o dzieciach, to było chyba jakieś bardziej osobiste. Z czasem zmieniło się jednak postrzeganie tego, co robię na blogu. Zaczęłam też inspirować się innymi. Niemniej jednak sądzę, że od samego początku przykładałam do tej przestrzeni taką samą wagę, zmieniła się tylko świadomość blogowania – dodaje.

Agata Dobak, chyba najbardziej artystyczna w swoim stylu bycia blogerka, z jaką do tej pory się spotkałam zaskoczyła mnie tego wieczoru w Sanguszko, strasznie pozytywnie zresztą stwierdzeniem, iż może nie jest uzależniona od samej sfery blogowej, ale od pisania, od słów, owszem. Uśmiechnęłam się, gdy to usłyszałam. Znam przecież ten stan doskonale.

– Spisuję anegdoty do swoich prac. Czasem w nocy się budzę i piszę. Czuję taką potrzebę – mówiła do mnie, a ja bezwiednie wyobrażałam sobie te sceny z jej życia.

Bloga prowadzi co prawda dopiero od stycznia, jednak chęć jego założenia pojawiła się kilka dobrych miesięcy temu. Rękodzieło traktowała początkowo, jako sposób na odstresowanie. Sztuka stała się jednak dla niej w końcu i codziennością. Zaczynała od cardmakingu. Poprzez tworzenie biżuterii wkrótce dotarła do sutaszu, którym dziś głównie się zajmuje.

– Traktuję bloga, jako formę promowania własnej twórczości – tłumaczy – To jednak dość poważne zadanie. Sama świadomość tego, że trzeba napisać ciekawy post, który ja okraszam zawsze anegdotami, zrobić dobre zdjęcia, zadbać o formę – to wszystko wyznacza kolejne cele i wymaga sporo pracy – dodaje.

Dołączyła do SZAGI, gdyż – jak sama przekonuje – czuła wewnętrzną potrzebę, aby wejść do tego świata lokalnych twórców – aby poczuć wsparcie od osób, które w podobny sposób podchodzą do swoich pasji. Myślą o sztuce tak, jak ona.

– Być może w każdym jest też coś takiego, że w momencie, gdy zaczyna tworzyć, chce to pokazać innym – stwierdza z kolei Agata Araszkiewicz, która swojego bloga prowadzi od 2010 roku. – Początkowo zajmowałam się biżuterią nawlekaną, później przyszedł czas na decoupage, a następnie – przez zupełny przypadek trafiłam na kartki i technikę scarpbookingu – dodaje.

Mówi, że blog stanowi dla niej platformę do prezentacji tego, co wychodzi spod jej rąk – co jest urzeczywistnieniem kłębiących się w głowie pomysłów. Równocześnie mierzy się i z prowadzeniem warsztatów dotyczących rękodzieła, dzieli się umiejętnościami. Lubi kontakt z ludźmi. Wystarczy zresztą tylko na nią spojrzeć, aby to poczuć. Dziś do sfery blogowania podchodzi nieco poważniej, aniżeli na początku tej przygody.

– Pojawiają się komentarze, są obserwatorzy. Nie można zrobić lipy – śmieje się. Z tego też względu nie decyduje się wrzucać wszystkich prac od razu na bloga. Selekcjonuje je. Czasem miewa przerwy w publikowaniu. Czeka na natchnienie i jakąś tęsknotę za tą przestrzenią.

– Blog stwarza wyzwania – przekonuje – Sama jakość zdjęć, które publikuję musiała siłą rzeczy ulec zmianie. Wszystkie musiałyśmy zmierzyć się zresztą z tym tematem, co nie było wcale takie łatwe – dodaje z uśmiechem.

Dziewczyny zgodnie przekonywały mnie do tego, że publikowanie to nie wszystko. Blog to ich własne miejsce w sieci. Pokój, do którego klucz chociaż posiada w zasadzie każdy człowiek na świecie, jest wyrazem osobistych odczuć, pragnień, przemyśleń. Musi, więc i tak wyglądać. Stąd tak ważną kwestią pozostaje dla nich szata graficzna, układ poszczególnych elementów, które starają się dopieszczać. Ola Caboń dokonuje przemeblowań wspólnie z mężem. Ich wspólny pokój w internecie funkcjonuje od października 2011 roku.

– Do założenia bloga namawiali mnie znajomi – wspomina – Wciąż myślałam jednak o tym, że nie mam nic szczególnego do pokazania, ani też do powiedzenia – dodaje.

I wtedy odezwał się mąż, który odważnie zaproponował: piszmy bloga razem! I tak też się stało. Publikacje powstają w różnej formie. Pisze Ola. Pisze Radek. Czasem piszą wspólnie lub przeplatają notki na zmianę swoimi myślami. Robią razem kartki, choć zaczęło się niepozornie od decoupage’u. Była i biżuteria, odlewy gipsowe. Ich wyobraźnia w zakresie tworzenia zdaje się nie znać granic.

– Interesuje nas wiele rzeczy w dziedzinie rękodzieła. I o tym piszemy – mówi.– Przy okazji wyzwania, jakim stało się fotografowanie prac, porad udzielał nam syn. Tak zwane „obrabianie” nie jest jednak naszym celem, nie wszystko musi być idealne – dodaje. Równocześnie przekonuje, że blog stał się dla nich również platformą do komunikacji ze znajomymi. Pochodzą z 2 różnych końców Polski. Dzięki wirtualnej przestrzeni – swojemu własnemu pokojowi w sieci, znajomi widzą to, co się u nich dzieje, co ostatnio stworzyli. Często okraszają przy tym notki anegdotami z życia.

Wypiłyśmy w Sanguszko kilka herbat. Kilka gorących czekolad. Było sporo śmiechu i miłych uśmiechów. Dużo zwierzeń. Cennych uwag. Ale tak naprawdę najważniejsze stały się te przemyślenia, które usłyszałam od dziewczyn na chwilę przed końcem naszego spotkania. Co tak naprawdę ma na celu Wasze blogowanie, czym ten moment bytności w sieci dla was jest? – pytam. Linda odpowiada niemal natychmiastowo: czuję się dowartościowana. I dodaje po chwili: wiesz, nie jestem tylko przysłowiową kurą domową, matką i żoną, ale robię też coś ważnego – przede wszystkim dla siebie, ale okazuje się, że dla innych również. Nie potrafię sobie dziś wyobrazić, aby tego nie było w moim życiu. Kiedy łączę się z siecią, pierwszą stroną, którą otwieram jest pulpit nawigacyjny blogera – stwierdza.

– Mnie pozwoliło zbudować takie przekonanie, że sama sobie jestem sterem i okrętem – odpowiada na moje pytanie Agata Dobak – Dziś wiem, że chcę działać właśnie w tym kierunku, że chcę związać swoją przyszłość z rękodziełem. Dzięki blogowaniu i pracom, o których piszę zaspokajam tak naprawdę wszystkie potrzeby na wszelkich polach działania, na których chciałabym się rozwijać – dodaje.

Milena, Ola i druga Agata mówią natomiast o zabawie i przyjemności, jaką czerpią z publikowania. To chyba tak naprawdę dumnie nazywa się... szczęście!

Na początku tygodnia spotkałyśmy się z Lindą w sieci wirtualnej. Wymieniamy litery i emotki. Linda pisze, że warto byłoby zaznaczyć w tekście o różnicach między dziewczynami. Ola pisze bowiem wraz ze swoim mężem, który podziela jej pasję, Milena świetnie łączy funkcjonowanie bloga z zarabianiem, Agata Araszkiewicz biorąc udział w blogowych wyzwaniach jest wyróżniana za swoje prace również za granicą. A ja? – Linda tworzy wirtualne myśli - dzięki temu, co robię i promowaniu prac na blogu, a także dzięki uczestnictwu w rozmaitych wyzwaniach, dołączyłam do 3 grup projektowych. Uśmiecham się. Trudno w takich chwilach pozbyć się energii z serca. I mówię sobie w duchu: dzięki dziewczyny, że jesteście. To miasto jest przez Was ciekawsze...
Jest środa. Późny wieczór. Za oknem mróz. Myślę, że zanim dotrę dziś z redakcji do domu, odwiedzę znajomych. Pogadamy o mieście, jak zwykle zresztą. Posłuchamy dobrej muzyki. Pomarzymy. A ja opowiem im o „kartkowych dziewczynach”. O dumie z prawdziwych lokalnych artystek, którą za ich sprawą właśnie będę miała już w sobie do końca...

Wspólnie z blogerkami zapraszamy do zabawy. Otóż... Na każdym blogu dziś o godzinie 22.00 pojawił się blog hopowy post z informacją o artykule, hasłem i przekierowaniem do następnego bloga. Zabawa zaczyna się na blogu www.niepowtarzalnakartka.blogspot.com, a kończy na www.bligu.blogspot.com. Każdy odwiedzający proszony jest o zostawienie komentarza i zebranie wszystkich kolejnych haseł oraz o ich wpisanie w komentarzu na blogu osoby kończącej zabawę. Z osób, które skompletują wszystkie hasła blogerki wylosują jedną, dla której przygotują po jednej (w sumie pięć) kartek okolicznościowych. Zachęcamy do uczestnictwa!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szamotulscy blogerzy. "Panie od rękodzieła" - Szamotuły Nasze Miasto

Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto