Powiat szamotulski. Psy giną z prywatnych posesji. Kto za to odpowiada?

Powiat szamotulski. Psy giną z prywatnych posesji.

Od okradania seniorów złodzieje przeszli do kradzieży psów. Do incydentów tego typu od dłuższego czasu dochodzi również na terenie powiatu szamotulskiego. Na pytanie: kto za to odpowiada? niestety wciąż brakuje odpowiedzi.

O kolejnym przypadku dziwnego zaginięcia psa, a najprawdopodobniej jego kradzieży poinformowali ostatnio wolontariusze schroniska dla zwierząt, które działa w Przyborówku pod Szamotułami. Tym razem łupem złodziei padł owczarek niemiecki długowłosy z Gaju Wielkiego (gmina Kaźmierz). Pies przez pewien czas przebywał we wspomnianym przytulisku, mieszkaniec Gaju zaadoptował go około miesiąc temu.

Wolontariusze stawiają hipotezę, że za tą ostatnia kradzieżą, jak i innymi, do których cyklicznie dochodzi w okolicy, stoi zorganizowana grupa działająca na terenie Tarnowa Podgórnego i w najbliższym regionie. Dowodów jednak brakuje. Żadne zgłoszenie odnośnie zaginięć zwierząt nie trafiło też w ciągu ostatnich kilku miesięcy do Komendy Powiatowej Policji w Szamotu-łach. Zdaniem wolontariuszy, właściciele czworonogów wolą jednak prowadzić poszukiwania na własną rękę, niż zawiadamiać o takich przypadkach mundurowych. Obawiają się, że policjanci i tak sprawą się nie zajmą.

Alicja, która społecznie pracuje w schronisku w Przyborówku tłumaczy zaś, że otrzymała już kilka sygnałów dotyczących dziwnych zaginięć psów. Ginęły jednak tylko psy rasowe. Jeden z telefonów w tej sprawie odebrała w minionym tygodniu. Dzwonił mieszkaniec Tarnowa Podgórnego, któremu najprawdopodobniej również skradziono pupila – owczarka niemieckiego długowłosego, 8 – miesięczną suczkę. Najprawdopodobniej, gdyż i w tym przypadku dowodów niestety brakuje.

Poszukiwania zaginionych zwierząt prowadzone są m.in. za pośrednictwem portali społecznościowych. Rzadko kiedy czworonogi udaje się jednak odnaleźć. Ich właściciele przekonują zaś, że zwierzęta z całą pewnością same nie opuściły posesji. Tak miało być też z owczarkiem w Gaju.

– Pies, który przebywał w naszym schronisku, a później trafił do Gaju Wielkiego znajdował się na zabezpieczonej posesji. Nie było mowy o dziurach w płocie, czy otwartej bramie tak, by sam mógł uciec. Zarówno przed adopcją, jak i po niej sprawdzaliśmy ten teren. Pies musiał zostać wyciągnięty z posesji, najprawdopodobniej górą, przez płot – mówi Alicja tłumacząc, że z rozmowy, jaką przeprowadziła z właścicielem wynika, że owczarek musiał być dokarmiany przez kogoś z zewnątrz. – Nie chciał zjeść pokarmu przygotowanego przez właściciela, a czuł się dobrze – dodaje Alicja.

Hodowcy działający w powiecie szamotulskim przyznają, że informacje na temat zaginięć psów rasowych co jakiś czas do nich docierają. O takich przypadkach mówiło się m.in. w okolicach Wronek i Kaźmierza.

Zdaniem wolontariuszy, skradzione zwierzęta trafiają na handel.

– Najprawdopodobniej do hodowli – mówi Alicja – Pytanie tylko, co dzieje się z nimi, kiedy złodziej zorientuje się, że pies jest po kastracji, czy sterylizacji, tak jak ten skradziony z Gaju Wielkiego. Takie zwierzę z pewnością nie trafia do hodowli – dodaje wolontariuszka.