Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czym była "Szamotulska Siedemnastka"? Rzecz o Powstaniu Wielkopolskim w Szamotułach

Magda Prętka
Magda Prętka
Łukasz Gdak / Polska Press / zdjęcie ilustracyjne
Dr Piotr Grzelczak - historyk, pracownik Biura Badań Historycznych IPN w Poznaniu oraz mieszkaniec Szamotuł opowiada o tym, co działo się w Wielkopolsce, Szamotułach i okolicy bezpośrednio przed wybuchem Powstania Wielkopolskiego

W dyskusji o Powstaniu Wielkopolskim bardzo często zapominamy o tym, co działo się w Wielkopolsce bezpośrednio przed jego wybuchem. Zapominamy o tzw. podglebiu Powstania...

To prawda. Zapominamy, że już w listopadzie, a także w grudniu 1918 r., czyli przez ponad półtora miesiąca przed wybuchem, aktywność na rzecz polskiej sprawy narodowej była dla nas – Wielkopolan, tą kluczową. Aby powstanie mogło zakończyć się sukcesem, należało przecież wykonać ogrom pracy politycznej i odpowiednio się do tegoż wydarzenia przygotować organizacyjnie. Niestety często pomijamy ludzi, którzy tę robotę wykonywali - niekoniecznie z orężem w ręku. Byli to członkowie rozsianych w terenie polskich Rad Ludowych, którzy w lokalnych środowiskach pracowali na rzecz Niepodległej.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: SZAMOTUŁY PAMIĘTAJĄ O POWSTAŃCACH. CO BĘDZIE SIĘ DZIAŁO 27 GRUDNIA?

Jak zatem wyglądał listopad i początek grudnia 1918 roku w Wielkopolsce?

W Poznaniu działał już od pewnego czasu Centralny Komitet Obywatelski. Są tam duże nazwiska: Wojciech Korfanty, Adam Poszwiński, ksiądz Stanisław Adamski (rodem z naszej Zielonejgóry!) – jeden z liderów tegoż ruchu. Pracują w konspiracji, ale w końcu postanawiają się ujawnić i 14 listopada powołują do życia Komisariat Naczelnej Rady Ludowej. Ten zaś zwołuje obrady Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Mają się one odbyć od 3 do 5 grudnia w Poznaniu. Po co? Ano po to, by wyłonić reprezentację społeczności polskiej w zaborze pruskim – od Warmii, przez Mazury, Pomorze, Wielkopolskę, Górny Śląsk, aż po wychodźstwo polskie w Westfalii. Rady Ludowe działające w miastach i miasteczkach otrzymują zatem jasne zadanie – w bardzo krótkim czasie, bo były to 2-3 tygodnie, mają wytypować swoich przedstawicieli na coś, co dziś moglibyśmy określić po prostu posiedzeniem sejmu. Szamotuły nie są żadnym wyjątkiem. U nas też takie wybory się odbyły. I co bardzo ważne – Naczelna Rada Ludowa po raz pierwszy w dziejach Polski przyznała wówczas prawa wyborcze kobietom, a w związku z tym i one znalazły się wśród delegatów.

Jak wyglądały te wybory?

Nie były tajne, miały raczej charakter plebiscytu. Chodziło o to, by w poszczególnych gminach i miastach mieszkańcy spotkali się na wspólnym wiecu i wybrali swoich przedstawicieli. W naszym powiecie takie spotkania odbyły się we Wronkach – na Rynku, w Szamotułach – w sali Sundmanna, a także w Kaźmierzu, Pniewach i Dusznikach. Na 2,5 tysiąca mieszkańców przypadał 1 delegat, stąd też mówi się o tzw. "Szamotulskiej Siedemnastce".

Z kolei o tym, kto zostanie delegatem, decydował najczęściej miejscowy... ksiądz. Polski ruch narodowy ogniskował się wówczas głównie wokół parafii. W Szamotułach takim naturalnym liderem był ks. Bolesław Kaźmierski, we Wronkach – ks. Ludwik Reszelski, a w Pniewach ks. Antoni Ludwiczak. To właśnie oni, w porozumieniu z ks. Adamskim, mieli w sporej mierze wytypować kandydatów. I tu ciekawostka – o ile w większości miast i miasteczek w Wielkopolsce, wybory przebiegły bardzo sprawnie i bez zgrzytów, to w przypadku Szamotuł doszło do... małego skandalu!

Szamotuły. Czuwaj druhu Idzi! Upamiętniono pioniera skauting...

Jak to?

Ano tak. Okazuje się, że szamotulanie mieli niepokorne charaktery i pierwszy wiec – zaplanowany na 24 listopada, akurat tutaj się nie udał. Kandydaci zaproponowani przez księdza Kaźmierskiego oraz Ludwika Mycielskiego z Gałowa zostali odrzuceni przez społeczeństwo Szamotuł, które zebrało się na wiecu wyborczym. Duża w tym zasługa Zygmunta Ciesielczyka – bohatera Powstania Wielkopolskiego w Szamotułach, który – dodam tylko na marginesie – prowadził w mieście drogerię i był bardzo aktywnym działaczem Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół".

W trakcie pierwszego spotkania w sali Sundmanna Ciesielczyk odważnie zabrał głos, by zakwestionować proponowane kandydatury. To pociągnęło za sobą wielką awanturę, w którą włączył się z kolei Zygmunt Słupski – niezwykle barwna i ciekawa postać. Był on szamotulaninem z wyboru, który pod koniec XIX w. tworzył prasę polonijną w Stanach Zjednoczonych. Tak więc... podczas wiecu wszyscy się pokłócili i niczego nie ustalono. Tak właśnie, w listopadzie 1918 roku rodziła się demokracja i wolna Polska w Szamotułach.

Rozumiem jednak, że zwołano drugie spotkanie?

Tak. Odbyło się dokładnie 5 dni później, a więc 29 listopada, ponownie w sali Sundmanna. Wówczas doszło już do kompromisu i tę szóstkę kandydatów z okręgu szamotulskiego wybrano. W tym gronie znalazła się jedna kobieta - Maria Pawlakowa, a także Zygmunt Ciesielczyk, ks. Józef Kłos, ks. Edward Warmiński, Wawrzyniec Kwiatek i Stanisław Bruch (Obrzycko).

Zabawa Rodziny Policyjnej, 14.02.1928

To tu w Szamotułach wystawiano sztuki teatralne, odbywały si...

Kim byli delegaci?

Szamotulską siedemnastkę tworzyli przede wszystkim drobnomieszczanie i rzemieślnicy – osoby, które do tej pory raczej nie pełniły ważnych ról w życiu publicznym. Wspomniałem jednak o kobietach i myślę, że to właśnie na nie warto zwrócić szczególną uwagę. O Marii Pawlakowej niestety wiemy niewiele (może pomogą Czytelnicy?!), ale już o Zofii Rosińskiej z Wronek, czy Annie Łubieńskiej z Kiączyna, znacznie więcej. Życiorys tej ostatniej mógłby zresztą posłużyć za scenariusz filmowy.

Łubieńska była ziemianką z urodzenia, nigdy jednak nie założyła rodziny i wszystko poświęciła pracy na rzecz Niepodległej. Posłowała na Polski Sejm Dzielnicowy, a potem, gdy narodziła się wolna Polska, brała udział w plebiscycie na Warmii i Mazurach. Tamtejsi mieszkańcy, a więc Mazurzy, którzy mówili wprawdzie po polsku, ale byli dość mocno zniemczeni, mieli wówczas zadecydować, po której stronie granicy chcą się znaleźć. Łubieńska rzuca więc wszystko, jedzie na Warmię i w ciągu kilku tygodni wykonuje gigantyczną pracę. Dąży do tego, aby ci ludzie wybrali Polskę. W bardzo krótkim czasie zakłada kilkadziesiąt przedszkoli i ochronek dla dzieci. Ściąga z Poznańskiego nauczycieli, którzy mieli uczyć miejscowe dzieci polskiej mowy i kultury. Działania te często finansowała z prywatnych pieniędzy. To są zapomniane historie w naszym powiecie, niestety. W Olsztynie Łubieńska jest bohaterką, a w Kiączynie, czy w Szamotułach słabo o niej pamiętamy.

Wróćmy jednak do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Niemcy wiedzieli o tym wydarzeniu i tak po prostu na nie pozwolili?

Nie mieli wyjścia. Polski Sejm Dzielnicowy był w istocie wielkim świętem polskości, które odbyło się na kilka tygodni przed wybuchem powstania. Wydarzenie stało się manifestacją polskiej siły w mieście, które wciąż znajdowało się pod jurysdykcją niemiecką. Niemcy zgodzili się na zwołanie Polskiego Sejmu Dzielnicowego dlatego, że przedstawiciele Komisariatu NRL obiecali, iż w trakcie obrad nie padną żadne jednoznaczne deklaracje niepodległościowe. Teoretycznie miało to być spotkanie, na którym Polacy mieli jedynie zdecydować w jaki sposób będą funkcjonować w ramach państwa niemieckiego do czasu rozstrzygnięć konferencji pokojowej w Paryżu.

Oczywiście to była w sporej mierze gra przed Niemcami. My – Wielkopolanie robiliśmy swoje. Z drugiej strony natomiast – gdyby Niemcy nie wydali zgody na Polski Sejm Dzielnicowy, to w bardzo łatwy sposób moglibyśmy zablokować dostęp Berlina, czy Lipska do żywności. Wielkopolska była wszak spichlerzem tej części Niemiec.

Co było głównym celem tego wydarzenia?

Na początku grudnia 1918 r. działacze polscy po raz pierwszy mogli się de facto policzyć. W zjeździe uczestniczyło ok. 1400 delegatów, którzy najpierw uczestniczyli w patriotycznej mszy św. w farze, a potem wzięli udział w widowiskowym pochodzie przez całe miasto do gmachu dzisiejszego kina "Apollo". Na ulicach pojawiło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy oklaskiwali delegatów, traktowanych jako realną polską władzę. Niemcom oczywiście nie mogło się to podobać. Dziś powiedzielibyśmy, że to wydarzenie miało charakter głównie wizerunkowy.

W salach kinoteatru "Apollo" przez 3 dni trwały tzw. obrady plenarne. Delegaci pracowali też w komisjach m.in. szkolnej, politycznej etc., ale tak naprawdę na Polskim Sejmem Dzielnicowym nie szło o polityczne konkrety. Nie miał on bowiem żadnych ustrojodawczych uprawnień, nie ustanawiał żadnych aktów – m.in. w wyniku owej niepisanej umowy z Niemcami. Najważniejszym owocem Polskiego Sejmu Dzielnicowego było jednak wyłonienie Naczelnej Rady Ludowej, która zdobyła legalne prawo do występowania w imieniu społeczności polskiej w dawnym zaborze pruskim. Za chwilę natomiast weźmie ona pełnię odpowiedzialności za sprawę polską, za niepodległą Wielkopolskę w dobie Powstania Wielkopolskiego.

Szamotuły. O niesłusznie zapomnianej historii. Oznakowano cm...

A delegaci z miast i miasteczek decydowali o obrazie Powstania na swoich terenach?

Dokładnie tak. Ciesielczyk był szefem Straży Ludowej w Szamotułach, Stanisław Bruch - w Obrzycku, Wojciech Nowak z Chojna – to lider absolutny tej społeczności. To oni w dużej mierze wpływali na środowiska lokalne. Takie jest podglebie Powstania, gdyż bez tej oddolnej pracy pozostaje ono niezrozumiałe. Skąd powstańcy wzięli broń? Jak się organizowali? I tu wracamy do Rad Ludowych, które powołały formację zbrojną w postaci Straży Ludowej. To ona będzie się częściowo potajemnie zbroić, to ci chłopcy przywdzieją pierwsze mundury. Te, które później ich żony, mamy, siostry i bratowe będą cerować. To wszystko składa się na bardzo duży, oddolny ruch podlegający Naczelnej Radzie Ludowej.

Paradoksalnie jednak, o Radach Ludowych działających lokalnie wiemy bardzo mało. Nie zachowały się akta - protokoły z posiedzeń tych ciał. Z Szamotuł nie mamy żadnych protokolarzy, a zatem nie wiemy m.in. tego w jaki sposób członkowie Rady dyskutowali z ks. Kaźmierskim na temat kandydatów na Polski Sejm Dzielnicowy. Szczęście mają za to Wronki! Okazuje się, że księgę protokołów wronieckiej Rady Ludowej udało się odnaleźć w aktach Archiwum Państwowego w Poznaniu. Wronki mogą zatem swoją drogę do niepodległości prześledzić właściwie dzień po dniu. Wiemy kiedy wronieccy delegaci na Polski Sejm Dzielnicowy wracają z Poznania, co zawierają ich sprawozdania, jak wyglądają miejscowe dyskusje w przededniu Powstania i w czasie jego trwania. Widzimy jak polskie Wronki funkcjonują od listopada 1918 do lipca 1919 roku. W całej Wielkopolsce zachowały się tylko 3 takie księgi, w tym ta wroniecka. To trochę taki nasz lokalny Święty Graal.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto