Śmiała się, że połowa życia już za nią. Ale po chwili dodawała: ta druga połowa będzie jeszcze lepsza. W czwartkowe popołudnie, 3 września Ania Karbowniczak została śmiertelnie potrącona podczas przejażdżki rowerowej. Na kolarzówkę wsiadała w każdej wolnej chwili. Turystyka rowerowa, tuż obok dziennikarstwa, stała się jej życiową pasją. Mówiła, że Chodzież, w której mieszkała od urodzenia, a także najbliższa okolica, widziane z perspektywy dwóch kółek, są jeszcze piękniejsze. Nie raz dzieliła się zresztą tym pięknem z Czytelnikami i Czytelniczkami „Chodzieżanina”. O pełnym uroku regionie pisała na portalu. Mimo, że przygodę z dziennikarstwem zaczynała od papieru, bardzo szybko odnalazła się w nowym medium. Była zresztą naszym wzorem dziennikarza internetowego.
- Pamiętam, gdy 10 lat temu po raz pierwszy weszła do redakcji „Chodzieżanina”. Piękna, długowłosa blondynka. Szukała pracy, a my akurat szukaliśmy dziennikarza. Mieliśmy wtedy 3 kandydatów, lecz Ania wyróżniała się na ich tle solidnością, skrupulatności, a do tego ogromną skromnością – wspomina Bożena Wolska, redaktor prowadząca tygodnik „Chodzieżanin”.
Dla Ani nie było tematów trudnych, niemożliwych do zrealizowania. Potrafiła zerwać się w nocy, by jako pierwsza zdać relację z wypadku lub pożaru, a potem – mimo zmęczenia i niewyspania – z szerokim uśmiechem na twarzy zajrzeć na warsztaty do ośrodka kultury lub przeprowadzić wywiad z lokalnymi gospodyniami. Człowiek i jego sprawy były dla niej najważniejsze. Do każdego podchodziła z szacunkiem, nigdy nikogo nie oceniała, zawsze wysłuchiwała obu stron. Nigdy też nie nadawała swoim tematom priorytetów. Z niezwykłą rzetelnością i starannością informowała zarówno o wydarzeniach chodzieskiej polityki oraz sprawach kryminalnych, jak i o projektach społecznych, sukcesach sportowców – amatorów, imprezach, czy małych – choć dla niej tak samo ważnych – problemach mieszkańców i mieszkanek. Była wszędzie tam, gdzie coś się działo. A dla Ani każde wydarzenie było istotne.
Uosabiała sobą wszystko, co w zawodzie dziennikarza najważniejsze – odwagę, upór w docieraniu do prawdy, ciekawość świata. I chociaż z pozoru wydawała się bardzo delikatna, niezwykle krucha, w istocie drzemała w niej wielka siła.
- Kiedy postawiła przed sobą jakiś cel, nie było mowy o tym, aby go nie zrealizowała. Podziwiałem ją za siłę charakteru, pracowitość, ambicję. Gdy zafascynowała się kolarstwem, oddała mu się bez reszty. Pilnowała diety, liczyła kalorie, dbała o siebie. Bardzo szybko zaczęła osiągać wyniki, które na początku wydawały się jej zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką. Przecież nigdy wcześniej nie była związana ze sportem. Ale Ania, tak jak w pracy, tak i w życiu osobistym, nie uznawała półśrodków. Wszystko robiła na 100 procent – wspomina Martin Nowak, kolega z redakcji.
Kiedy się śmiała, śmiał się cały świat. Zarażała innych optymizmem, pogodą ducha. Gdy w czasie społecznej kwarantanny przenieśliśmy się z redakcji do „domowych biur”, Ania nie raz zawstydzała nas swoją kreatywnością. Wychodząc z założenia, że tematy leżą na ulicach, przy zachowaniu wszelkich zasad ostrożnościowych, ona faktycznie na ulice wychodziła. Fotografowała Chodzież w czasie pandemii, pisała o tym, jak z nową rzeczywistością radzą sobie jej mieszkańcy i mieszkanki. Odwiedzała przedsiębiorców. Inspirowała nas. Zawsze powtarzała, że być tam, gdzie dzieje się coś ważnego – tam, gdzie jest trudno, to nie tylko jej praca, ale przede wszystkim obowiązek.
Razem z Jakubem Czekałą – dziennikarzem z Nowego Tomyśla, studiowaliśmy z Anią na jednym roku. Na uczelni zawsze pojawiała się pierwsza. Każdego dnia dojeżdżała z Chodzieży do Poznania pociągiem. Nie opuszczała zajęć nawet zimą. Mimo, że była skrytą osobą, bardzo spokojną, opanowaną, równocześnie cechowała się wielkim poczuciem humoru. To zresztą nigdy się u niej nie zmieniło. Serdeczność i ogromna życzliwość, jakie w sobie pielęgnowała sprawiały, że bardzo szybko zjednywała sobie ludzi. Żartowaliśmy, że Ania podzieli się z drugą osobą śniadaniem nawet wtedy, gdy nie zabierze go z domu. Po prostu taka była. W każdej chwili gotowa pomóc. Gdy przed bodaj najważniejszym egzaminem na studiach, u prof. Wachowskiego z trudem radziliśmy sobie z emocjami, Ania z właściwym sobie spokojem mówiła: będzie dobrze, najwyżej spotkamy się na poprawce we wrześniu. Dodawała otuchy.
Tylko w tym roku przejechała na rowerze 16 tysięcy kilometrów. Gdyby była teraz z nami powiedziałaby zapewne: za mało! co to za wynik? Ale znając Anię, kręci już kolejne kilometry razem ze Stanisławą Szozdą, Zenonem Czechowskim i z uwagą wsłuchuje się w ich opowieści. Kiedyś jeszcze o tym napisze… Żegnaj Aniu...
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?