Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gm. Obrzycko. Dookoła Polski wzdłuż własnych granic. Beata Szymkowiak przejechała blisko 3000 kilometrów, by pokonać samą siebie!

Magda Prętka
Magda Prętka
Spędziła na rowerze 25 dni. Przejechała blisko 3000 kilometrów, o czym już zawsze przypominać jej będą wybite nieśmiertelniki. Mimo poważnego kryzysu i konieczności zmiany trasy, nie poddała się. Odnalazła siebie, a potem pokonała! 19 lipca Beata Szymkowiak zakończyła samotną wyprawę rowerową dookoła Polski wzdłuż własnych granic. Wróciła na Hel - tam, gdzie wszystko się zaczęło...

Uff, to już za mną – tak Beata Szymkowiak z Pęckowa z pewnym przymrużeniem oka komentuje swoją wielką wyprawę rowerową dookoła Polski. Chociaż w jej trakcie stanęła przed trudnym zadaniem zmodyfikowania trasy, dziś wie, że osiągnęła założony cel. Nie było nim jednak przejechanie zaplanowanych 3333 kilometrów, czy zmierzenie się z górami, których obawiała się najbardziej. Po zrzuceniu 50 kilogramów, kiedy po raz pierwszy mierzyła się z własnymi słabościami, przyszedł czas na „rundę drugą”. Tego lata Beata pokonała samą siebie.

Rowerowa wyprawa Beaty Szymkowiak

Był sobotni poranek 25 czerwca, kiedy zawitała na początek Polski – na Hel. Wieczorem poprzedniego dnia jej brat Paweł zapakował do samochodu rower. Beata dołożyła bagaż – po 5 kilogramów w 2 sakwach i kolejnych 7 kilogramów w torbie transportowej. Wzięła ze sobą laptopa, by w czasie podróży na Wybrzeże dokończyć niezałatwione jeszcze sprawy. Taka już jest.

Na Hel dojechali o świcie. Nie tylko oni. Beatę żegnała również ciocia, kuzyn i kuzynka z rodzinami. Przypięli do jej roweru balony. A potem ze wzruszeniem i dumą powiedzieli: „do zobaczenia”. Tak właśnie, po blisko roku przygotowań, 33-letnia mieszkanka gminy Obrzycko wsiadła na rower i rozpoczęła samotną wyprawę wzdłuż własnych granic. 25 kolejnych dni spędziła w siodełku.

Gm. Obrzycko. Wielkie odliczanie trwa. Beata Szymkowiak w so...

Pierwszy etap podróży po kraju na dwóch kółkach był dla niej morderczą wręcz walką z upałem. Beata żartuje, że w tym roku nie „wyrówna” już opalenizny. Do 17-kilogramowego bagażu każdego dnia dokładała po 7 butelek wody, które wypijała w trakcie dziennych odcinków trasy.

- Musiałam bardzo uważać, żeby się nie odwodnić. Przyznaję szczerze – było piekło – opowiada.

Noclegi w agroturystykach i... Domu Pielgrzyma pod figurą Chrystusa w Świebodzinie

Ostatecznie zrezygnowała z pierwotnego założenia spania pod namiotem, choć ten towarzyszył jej do końca wyprawy. Po 10 – 12 godzinach spędzonych w siodełku priorytetem była bieżąca woda, prysznic, kawałek podłogi i dobra regeneracja. Korzystała więc z oferty agroturystyk, ale nie tylko. W Świebodzinie gościła w… Domu Pielgrzyma pod słynną figurą Chrystusa.

- To było ciekawe doświadczenie – mówi z uśmiechem - Kiedy brat rezerwował mi nocleg, pani przyjmująca rezerwację zapytała go, czy życzę sobie pokój z widokiem na figurę, czy jakiś inny – śmieje się.

Miejsca noclegowe wyszukiwała jednak i rezerwowała zazwyczaj sama – na bieżąco, czyli danego dnia przed południem. To była dodatkowa motywacja – by dotrzeć do celu. Średnio pokonywała 116 kilometrów dziennie, ale nie brakowało i takich dni, kiedy wykręcała ich 170, a nawet blisko 200.

Dookoła Polski wzdłuż własnych granic

Wiedziała, że kryzys nadejdzie. Nie sądziła jednak, że już 9. dnia i że uderzy z taką siłą. Była w okolicach Przemyśla, miała wjeżdżać w Bieszczady. Pierwszy poważny podjazd na ruchliwej drodze postawił kropkę nad i wszystkich niefortunnych zdarzeń tego dnia.

Gm. Obrzycko. Beata przejedzie 3333 kilometry dookoła Polski...

- Nic nie szło, absolutnie nic. Wstałam wcześniej, zjadłam śniadanie, ale stwierdziłam, że na chwilę jeszcze się położę. Straciłam kolejne godziny. Wcześniejsze upały dały mi w kość, przez co forma spadła i akurat tego dnia odczułam to w sposób szczególny. Pojawiły się pierwsze pagórki. I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mam bardzo ograniczony czas na tę wyprawę. Nie aż, lecz tylko 25 dni. Stres wziął górę – cały czas myślałam o tym, że się nie wyrobię – wyznaje Beata – Na pierwszy duży podjazd rower dosłownie wepchnęłam. Dotarłam do pięknego punktu widokowego z cudowną panoramą gór. Usiadłam i 3 godziny przepłakałam. Za namową znajomego – Bartka „Borówki”, który wysłał mi wiadomość na telefon, wyłączyłam się z Facebooka. Akurat wtedy, wszystkie komentarze typu „dasz radę” działały demotywująco. W końcu przyszła burza. Mimo wcześniejszych założeń znalazłam nocleg w pobliżu, usiadłam na łóżku i po prostu zasnęłam. Kiedy po kilku godzinach się obudziłam, zaczęłam analizować sytuację. Pomyślałam, że skoro wywalczyłam tak długi urlop, nie mogę teraz wrócić do domu. Jeśli nie byłam w stanie przejechać przez góry w zaplanowanym czasie, musiałam wymyślić coś innego. Jako że nie miałam zarezerwowanych noclegów stosunkowo łatwo było mi zmienić trasę. Ale decyzja wcale taka łatwa nie była. Mimo to, podjęłam ją. Zamiast dookoła Polski wzdłuż granic postanowiłam jechać dalej wzdłuż własnych granic – opowiada.

Nie żałuje. Kiedy po powrocie do domu zgrała informacje z aplikacji rejestrującej jej trasę, okazało się, że mimo znacznej modyfikacji wyprawa faktycznie odbyła się dookoła Polski.

- Widocznie tak miało być – komentuje – Prawda jest jednak taka, że gdy zmieniłam trasę, przestałam się stresować. Dotarło do mnie, że ja przecież nic nie muszę. Ja mogę. Góry były do zrobienia, ale przy założeniu, że miałabym przynajmniej tydzień więcej czasu – dodaje.

Spotkanie z łosiami, zgubiony portfel, 2 pęknięte dętki i opona

W trakcie wyprawy spotkała dużo dobrych ludzi. To Henry no Hurry (oraz jego partnerka), którego utwory wprawiały ją w dobry nastrój. To Marta – znajoma ze Złotego Stoku, towarzysząca Beacie na odcinku ok. 40 kilometrów, która przekonała ją, by nigdy nie wątpiła w siebie.

- W Złotym Stoku pojawił się też mój brat Paweł. Była Magda – fizjoterapeutka, która wykonała mi drenaż limfatyczny. Dali mi dużo dobrej energii, dzięki której postanowiłam, że tych gór do końca jednak nie odpuszczę. I tak zajechałam do Kudowy Zdroju, by pokonać – wcale nie wolno, lecz bardzo uważnie, 8-kilometrowy podjazd. Trochę poprzeklinałam w duchu, ale tego zjazdu nie zapomnę nigdy – przekonuje.

Niespodzianek na trasie było wiele. Po raz pierwszy w życiu zobaczyła łosie w środowisku naturalnym, które jak gdyby nigdy nic przechadzały się po ścieżce rowerowej. Rozbiła telefon, ale na wszelki wypadek zabrała ze sobą zapasowy. Zgubiła dokumenty z kartą do bankomatu i pieniędzmi, lecz szczęśliwie – cofając się 5 kilometrów - znalazła je leżące na środku drogi.

- Z portfela wszystko wypadło, ale niczego, nawet banknotów nie porwał wiatr – mówi.

Zaliczyła też 2 pęknięte dętki i oponę. Na etapie 1500 kilometrów coś niedobrego zaczęło dziać się z przerzutkami. Wjechała akurat do Tarnowa na umówione wcześniej spotkanie z Waldkiem – tatą wokalisty zespołu Sad Smiles, który poznała jeszcze w Obrzycku. Z chęcią skorzystała z jego pomocy i wspólnie udali się do serwisu rowerowego. Okazało się, że w kole pękła szprycha, a napęd jest do wymiany. Naprawa była szybka.

Obrzycko. Szwendając się z aparatem: wystawa fotografii Beat...

- Waldek to kolejna dobra osoba, która stanęła na mojej drodze – komentuje Beata.

Pierwszą pękniętą dętkę wymieniła sama. Jedna „zapasówka” jednak nie wystarczyła.

- W dniu, w którym zamierzałam kupić kolejną dętkę na zapas, rano okazało się, że mam „kapcia”. Musiałam cofnąć się 5 kilometrów do Wałbrzycha, do serwisu rowerowego. Tam oczywiście wymienili dętkę, ale – co zauważyłam dopiero w Świebodzinie – źle założyli oponę – tył do przodu. Stwierdziłam, że niech już tak zostanie, może uda się uniknąć kolejnej awarii. Niestety, myliłam się. W małej wiosce na Wybrzeżu, na dodatek w niedzielę, opona strzeliła! Znalezienie serwisu rowerowego graniczyło z cudem. Zadzwoniłam do brata, a on... tego cudu dokonał! Wyszukał wypożyczalnię rowerów, przy której działał serwis. Co prawda musiałam cofnąć się 7 kilometrów, ale miły starszy pan, który dodatkowo poczęstował mnie kawą, rozwiązał problem. Mało tego – kupiłam ostatnią z dostępnych oponę w rozmiarze 26” - opowiada Beata.

Pożary na trasie wybuchały często, ale na bieżąco udawało się je gasić. Paweł był dla siostry dużym oparciem, choć – jak przyznaje Beata – ze wszystkimi problemami bezpośrednio musiała mierzyć się sama.

Beata Szymkowiak

"Pyrbox Catering" i mama!

Miłych niespodzianek też było sporo. W Świebodzinie zaskoczyli ją koledzy i koleżanki z pracy, którzy dosłownie wyskoczyli z krzaków!

- Przywieźli ze sobą „Pyrbox Catering” - najpyszniejsze pyry z gzikiem, jakie kiedykolwiek jadłam! Przyrządzone na dodatek z ziemniaków z własnego ogródka. To było szalenie miłe – wyznaje.

Do Beaty dołączyła również mama - Wiesława. Początkowo zamierzała przejechać z córką odcinek Międzyzdroje-Kołobrzeg. Trasa została jednak zmodyfikowana, w związku z czym i mama swoje plany musiała zmienić. Beatę powitała w Jastrzębiej Górze. We wtorek 19 lipca razem dotarły na metę – na Hel. Tam gdzie wszystko się zaczęło.

- Na Helu czekał brat. Była wielka radość, a ja zaczęłam się zastanawiać kiedy ten czas tak szybko zleciał – mówi.

Beata Szymkowiak

"Beata jak nie rowerem, jedziesz charakterem"

W ciągu 25 dni, przejeżdżając przez leśne dukty, drogi brukowane, krajówki i malowniczo położone ścieżki, mierząc się z upałami, deszczem, burzami, a nawet gradobiciami, Beata wykręciła 2893 kilometry! Nie poddała się ani na chwilę. Straciła co prawda czucie w dłoniach na skutek długotrwałego trzymania kierownicy, a w pierwszym tygodniu wyprawy zakwasy dały o sobie znać, ale udało jej się uniknąć poważnych kontuzji. W siodełku spędziła w sumie 8 dni i blisko 5 godzin.

Mimo poczucia pewnego niedosytu i świadomości, że popełniła błąd nie pozwalając sobie choćby na jeden dzień odpoczynku, serce wciąż skacze jej z radości.

- Udowodniłam sobie, że gdy człowiek czegoś bardzo pragnie, to może zrobić wszystko. Dałam z siebie 110 procent i naprawdę nie czuję, że zawiodłam, że odpuściłam. Sukcesem nie był ani start, ani dotarcie na metę. Sukcesem było to, że po 9. dniu, po tym największym kryzysie, wsiadłam na rower i pojechałam dalej – wzdłuż własnych granic. Z nikim się nie ścigałam. Chciałam przecież pokonać samą siebie i myślę, że mi się to udało. Koleżanka z zajęć Cross Wronki wymyśliła taki slogan „Beata jak nie rowerem, jedziesz charakterem”. I tak też zrobiłam. Rok temu mogłam tylko o tym pomarzyć – komentuje.

Obrzycko. Strażacy znów spieszą z pomocą - tym razem dla swo...

Akcja charytatywna zakończyła się sukcesem!

Musi w końcu skreślić Totolotka - tak dużo dobrych rzeczy zadziało się na trasie, że być może to jakiś znak? Ona też sporo dobra rozsiała.

Akcja charytatywna dedykowana Kacprowi Walkowiakowi z Obrzycka, która od samego początku towarzyszyła wyprawie, zakończyła się dużym sukcesem. Dołączyły do niej w sumie 4 firmy, które zaoferowały określoną sumę pieniędzy za każdy wykręcony kilometr. W ten sposób pozyskano ok. 9 tys. zł na rzecz leczenia Kacpra.

Czerwony dywan!

Dzień po zakończeniu wyprawy – po zaledwie kilku godzinach snu – Beata pojawiła się w pracy. Koleżanki i koledzy nie chcieli wpuścić jej na parking. Przed Urzędem Gminy Obrzycko (Beata jest urzędniczką) rozstawili pachołki i rozłożyli czerwony dywan. Obowiązkowo musiała po nim przejść. Nie jest w stanie opisać swoich emocji i wzruszenia.

Podobnie było z imprezą - niespodzianką w Ordzinie, na którą Beatę zaprosił sołtys Pęckowa. W gościnnych progach grupy rekonstrukcyjnej Wild Boars Recon Squad opowiadała o 25 dniach spędzonych na dwóch kółkach. Jeszcze nie raz zresztą o tym opowie – o niezapomnianym urlopie, podczas którego przekonała się, że może wszystko.

Obrzycko. "Wrzuć piątaka dla strażaka". Wyjątkowy piknik dla...

Beata została naszą bohaterką!

Co dalej? Na rower wciąż wsiada, wróciła na zajęcia Cross Wronki, dalej będzie zrzucać zbędne kilogramy. Pewnego dnia wróci w góry i na nadmorski szlak R10, który szczerze ją zachwycił. Dalej będzie rozwijać swoją pasję do fotografii i opowiadać w mediach społecznościowych o tym, że rzeczy niemożliwe nie istnieją. Beata jest naszą lokalną bohaterką!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto