Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stanisława Bartoszak w międzywojniu była jedyną policjantką w regionie szamotulskim!

Magda Prętka
Magda Prętka
Szkolenie w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej. Starostwo Powiatowe w Szamotułach 1931 rok. Przodownik Samolówna na zdjęciu, jako jedyna kobieta
Szkolenie w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej. Starostwo Powiatowe w Szamotułach 1931 rok. Przodownik Samolówna na zdjęciu, jako jedyna kobieta Archiwum KPP Szamotuły
Stanisława Bartoszak w historii Polskiej Policji Państwowej w Szamotułach zapisała się złotymi zgłoskami. Sumienna przodowniczka, zaangażowana działaczka społeczna, oddana żona i matka. I chociaż jej popisowy rosół o mało co nie doprowadził do rozstrzelania całej rodziny, dobro, jakim wraz z mężem otaczali innych, zatrzymało kule

Stanisława Bartoszak - kobieta w policji

Ponoć co piąty funkcjonariusz policji w dzisiejszych czasach, to kobieta. Nikogo nie dziwi już zresztą widok umundurowanych pań patrolujących ulice lub zatrzymujących kierowców do kontroli drogowej. Kobiety z powodzeniem pełnią także służbę w wydziałach prewencji, dochodzeniówce, nierzadko zajmują się sprawami kryminalnymi. Dawniej bywało jednak inaczej.

W okresie XX-lecia międzywojennego w Polskiej Policji Państwowej w regionie szamotulskim pracowała tylko jedna kobieta. Bardzo szczególna jednak. Stanisława Bartoszak była osobą, którą życie mocno doświadczyło, ale nigdy nie załamało. We wspomnieniach córki, Krystyny Piątkowskiej zachował się obraz matki - ciepłej, kochającej i niezwykle pracowitej. Kobiety, która do końca życia pozostała wierna wyznawanym wartościom, priorytetom i ojczyźnie.

Dzięki materiałom udostępnionym przez Mariusza Sołtysiaka – współautora publikacji „Granatowy porządek. Polska Policja Państwowa w Powiecie Szamotulskim w latach 1919 – 1939” oraz wspomnieniom Krystyny Piątkowskiej, przypominamy o tej, która pracy na rzecz bezpieczeństwa społeczności lokalnej poświęciła część swojego życia.

W pełni poświęciła się pracy w policji

Przodownik Stanisława Bartoszak (z domu Samol), córka Ludwika i Apolonii urodziła się 26 października 1895 roku w Babimoście (dzisiejsze województwo lubuskie). Do służby państwowej przyjęto ją 9 sierpnia 1920 roku, zaś 10 października tegoż roku rozpoczęła pracę w Polskiej Policji Państwowej w charakterze siły kontraktowej.

Zawodowo związała się z Komendą Powiatową Policji Państwowej w Szamotułach, będąc jednocześnie jedyną kobietą - policjantką w całym powiecie. Na podstawie dekretu Komendanta Głównego z 21 września 1922 roku mianowano ją kancelistką, a decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych z 16 grudnia 1925 roku przeszła do służby mundurowej, by wraz z dniem 1 stycznia 26’ uzyskać stopień przodownika.

Stanisława Samol w pełni poświęciła się pracy w policji, z wielkim zaangażowaniem wypełniając obowiązki zawodowe. Potwierdza to zresztą rozkaz komendanta Okręgu XI z końca 1923 roku na mocy, którego przodowniczka została wyróżniona nagrodą w kwocie 1000000 marek polskich za szczególnie sumienną pracę. Z powodu zniesienia w 31’ etatów pracowników kancelaryjnych - kobiet, Samol wystąpiła z prośbą o przeniesienie jej na stanowisko urzędniczki służby wewnętrznej. Podanie poparł ówczesny Komendant Powiatowy, Stanisław Skąpski, wystawiając jej jednocześnie bardzo dobrą opinię. W październiku 1931 roku Komendant Główny Policji Państwowej do tegoż wniosku się przychylił.

Zaangażowana społeczniczka

Ale w Stanisławie Samol drzemał również duch społeczniczki. Przed wybuchem II wojny światowej była znaną w Szamotułach działaczką społeczną, m. in. przewodniczącą Rodziny Policyjnej. Co ciekawe - w maju 1935 roku uczestniczyła w wyjeździe do Krakowa, gdzie złożyła hołd zmarłemu Marszałkowi Piłsudskiemu i wzięła udział w sypaniu kopca jego imienia.

17 czerwca 1936 roku w kościele parafialnym w Szamotułach zawarła związek małżeński z Marianem Bartoszakiem przyjmując jego nazwisko. Następnie pełniła służbę w Komendzie Wojewódzkiej Policji Państwowej w Poznaniu, skąd w marcu 38’ wróciła do Komendy Powiatowej PP w Szamotułach. Małżeństwo Bartoszaków doczekało się trójki dzieci - córki Marii oraz bliźniaków – Kazimierza i Krystyny (do dziś mieszkającej w Szamotułach). Wobec konieczności zapewnienia im opieki, Stanisława niebawem zwolniła się ze służby w policji.

W czasie okupacji rodzina Bartoszaków trafiła w okolice Kalisza, gdzie Marian Bartoszak w latach 1943-1944 pełnił funkcję zarządcy w niemieckim majątku (prawdopodobnie we wsi Łaszków – zapis o tej miejscowości znalazł się na fotografiach rodzinnego archiwum Krystyny Piątkowskiej).

- Chociaż byłam dzieckiem, obraz tego miejsca doskonale zachował się w mojej pamięci. To było przepiękne miejsce – opowiada Krystyna Piątkowska – Mieszkaliśmy w domu, który znajdował się na końcu parku. Nie była to żadna szopka, lecz duża, bardzo ładna, pałacowa przybudówka. Gdy właściciel majątku wraz z rodziną wyjeżdżał, ojciec doglądał pałacu, jak i całego terenu. Pamiętam przepiękne zabawki niemieckich dzieci, którymi się bawiliśmy. Mogliśmy z nich korzystać, ale po zabawie należało wszystkie poukładać, nigdy nie mogliśmy żadnej z nich zabrać ze sobą. Pod nieobecność właścicieli, rodzice słuchali w pałacu zakazanego radia – dodaje z uśmiechem – Tamten okres był dla nas trochę jak „Noce i dnie”. Rodziców często odwiedzał doktor Szypowski z żoną, oboje byli ich przyjaciółmi, bardzo poważanymi zresztą. Zajeżdżali do majątku powozem, a później grali z rodzicami w karty. Pamiętam też dwie cudne kobiety, które w majątku pracowały – Elza była kucharką, a Rózia zajmowała się dziećmi. To były bardzo sympatyczne i przyjazne nam dziewczyny. W mojej pamięci zachował się obraz szczęśliwej rodziny, bo naprawdę taką byliśmy. Mama i tata byli dla nas czuli, pełni miłości. Pamiętam, jak siedzieliśmy na ich kolanach, grzejąc się przy piecach kaflowych i śpiewaliśmy piosenki. Do dziś czuję to ciepło – i pieców, i rodziców – opowiada pani Krystyna.

Mężczyzna w obozowych "pasiakach"

Pewnej zimowej nocy na przełomie 1944 i 1945 roku do okna przybudówki zajmowanej przez Bartoszaków zapukało dwóch nieznanych mężczyzn, ubranych w obozowe „pasiaki”. Małżonkowie ukryli ich w pobliskiej stodole i polecili, by przebrali się w odzież Mariana. Dzieciom matka zapowiedziała, aby nie chodziły do stodoły.

- Kiedy pytaliśmy mamę, dlaczego tak często do stodoły zagląda odpowiadała, że kotka się okociła i musi karmić młode. Wiedzieliśmy jednak, że to wcale nie o to chodzi. Później mężczyźni, których rodzice ukrywali, byli już razem z nami w domu, ale nie mogli z niego wychodzić. Nazywaliśmy ich „wujkami”, a mama zakazała, abyśmy cokolwiek, komukolwiek o nich opowiadali – wspomina Krystyna Piątkowska.

Prawdopodobnie byli to Żydzi, którzy – co ciekawe – doskonale władali językiem rosyjskim. Fakt ów - jak okaże się później - odegra w życiu Bartoszaków bardzo istotną rolę.

Wobec postępów wojsk radzieckich na froncie, zarządzono ewakuację miejscowych Niemców. Właściciele majątku zaproponowali Bartoszakom  wspólną ucieczkę, ale ci odmówili.

- I całe szczęście, że rodzice podjęli taką decyzję – mówi Krystyna Piątkowska – Kilka kilometrów dalej uciekający Niemcy trafili na minę i wszyscy zginęli – tłumaczy.

Do majątku niebawem wkroczyli sowieccy żołnierze. Stanisława Bartoszak ugotowała im rosół, ale niestety ciepły posiłek zaszkodził jednemu z żołnierzy. Za domniemaną próbę otrucia, rodzina miała zostać rozstrzelana. Wtedy jednak z ukrycia wyszedł jeden z ukrywających się Żydów, który drogą perswazji oraz przekupstwa nakłonili Rosjan do odstąpienia od tego zamiaru.

- Pamiętam, że jeden z „wujków” wręczył coś dowódcy grupy Rosjan. Być może było to złoto. Wydaje mi się, że dał mu jakieś „zawiniątko”. Wtedy ów dowódca podszedł do awanturnika, który twierdził, że mama chciała go otruć i uderzył go kolbą od pistoletu w głowę, a następnie wyprosił z domu. Dowódca przeprosił rodziców, a Rosjanie wkrótce potem opuścili majątek. Fakt, że „wujek” mówił płynnie po rosyjsku na pewno nie był bez znaczenia. Niestety nie pamiętam co później stało się z tymi mężczyznami. My niebawem opuściliśmy majątek, który – wydaje mi się – znajdował się w Łaszkowie, a następnie mieszkaliśmy jeszcze w dwóch innych miejscowościach w rejonie Kalisza. Nie potrafię jednak sobie przypomnieć konkretnych lokalizacji. Pamiętam za to, że „wujkowie” przysyłali nam później paczki z Łodzi z pięknymi ubraniami. Mogę się tylko domyślać, że pracowali w fabryce włókienniczej, a może nawet sami ją prowadzili. Do paczek zawsze dołączali kartkę z pozdrowieniami i życzeniami dla całej rodziny – opowiada pani Krystyna.

Powrót do Szamotuł

Rodzina Bartoszaków przebywała w tamtej okolicy do 1947 roku. W lutym 47’ zmarł Marian Bartoszak.

- Dobrze zapamiętałam dzień, w którym tata odszedł, bo dla mnie i mojego rodzeństwa był to pierwszy dzień szkoły. Kiedy wróciliśmy z zajęć ojciec zawołał nas do siebie, już wtedy leżał, ale był żywo zainteresowany tym, jak minął nam ten dzień i czego się już nauczyliśmy. W nocy zmarł – wspomina Krystyna Piątkowska.

Do Szamotuł wdowę z dziećmi sprowadził mąż siostry Mariana Bartoszaka. W pamięci Krystyny Piątkowskiej zachował się obraz długiej drogi powrotnej w zaspach śniegu oraz wozu, na którym spoczywała trumna ojca i meble.

Rodzina zamieszkała w małym, skromnym pokoju na piętrze w domu Szulców, znajdującym się na dzisiejszej ulicy Wronieckiej (na przeciwko piekarni). Stanisława Bartoszak do służby w policji nigdy już nie wróciła. Przez kolejne lata pracowała w Inspektoracie Oświaty w Szamotułach, jako księgowa. Zmarła nagle, 26 maja 1961 roku na skutek udaru, w domu córki w Słopanowie. Pochowano ją na tamtejszym cmentarzu.

- Mama nie miała łatwego życia. Była najstarszą z 6 rodzeństwa, a że jej rodzice wcześnie zmarli, musiała zapewnić byt braciom i siostrom. Być może właśnie dlatego zdecydowała się na służbę w policji. Akurat o tym nigdy nie opowiadała. Potem o mało co, a naszą rodzinę rozstrzelaliby Rosjanie, ojciec odszedł tak szybko, a ona z trójką małych dzieci wróciła do Szamotuł i sama musiała nas wychować. Mimo to, nigdy nie straciła swojego ducha. Była kobietą silną, stanowczą, ale równocześnie pełną ciepła i miłości do ludzi, do nas. Taką właśnie ją zapamiętałam – kwituje Krystyna Piątkowska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto