Nie tylko psy rasowe mogą odnosić sukcesy
Marzena rozstawia na podłodze w salonie kilka małych pudełek. W jednym z nich zamyka skórkę pomarańczy. Po komendzie „a kuku” Skoti zajmuje pozycję startową, cierpliwie czekając na kolejną.
- Niuchaj! – mówi wyraźnie Marzena, na co pies reaguje bez zbędnej zwłoki i rozpoczyna poszukiwanie zapachu.
Po kilkunastu sekundach siada przy wybranym pudełku. „Gdzie?” - pyta właścicielka, a pies jeszcze raz wskazuje nosem. Nie pomylił się – wskazał to, w którym znajdowała się skórka pomarańczy. W analogiczny sposób odszukał ukryty cynamon.
Marzena nagradza go pochwałą i smakołykiem. Jest jej własnym mistrzem noseworku. Choć nie tylko jej. Skoti – pies ze schroniska, który wcześniej zerwał się z łańcucha w poszukiwaniu szczęśliwego domu, od 2 lat uparcie przekonuje do tego, że aby odnosić sukcesy wcale nie trzeba być psem rasowym z najlepszej hodowli. On nim nie jest, a mimo to świetnie sprawdza się w pracy węchowej.
- W dzieciństwie marzyłam o tym, by mieć psa, ale z różnych względów nie było to możliwe. Kiedy założyłam rodzinę, przypomniałam sobie o tym marzeniu. Dzieci bardzo chciały mieć jakiegoś zwierzaka, więc w domu najpierw pojawiły się świnki morskie. Potem nowym domownikiem została Luiza, biały pudel – spokojny, wrażliwy, wyważony, ale i dość lękliwy pies – opowiada Marzena – Pewnego dnia, po około 2 latach od chwili, w której Lusia pojawiła się w naszym życiu autobus, którym wracałam z pracy w Poznaniu, miał wypadek. Nic wielkiego się nie stało, trochę się poobijałam. Ale właśnie wtedy, choć nie wiem dlaczego, pomyślałam sobie, że gdyby doszło do jakiejś tragedii, to ja miałam w życiu tylko jednego psa! Brzmi to może śmiesznie, ale tak – w tamtej chwili zapragnęłam mieć drugiego czworonoga – dodaje.
"Adoptujmy psa ze schroniska"
Paweł – mąż Marzeny długo się nie opierał. Córki – Gabrysia i Zosia były zachwycone pomysłem mamy. A ta zaproponowała na dodatek: adoptujmy psa ze schroniska. I tak, rodzina zawitała do Przytuliska u Wandy w Przyborówku.
- Nie do końca wiedziałam jak działa schronisko, więc podczas pierwszej wizyty – mówiąc kolokwialnie – pocałowaliśmy klamkę. Ale nie zrezygnowaliśmy. Tydzień później – była akurat sobota, padał deszcz - pojechaliśmy do Przyborówka raz jeszcze. Porozmawialiśmy z pracownikami – wyjaśniliśmy, że szukamy psa, który zgodzi się z lękliwą suczką. Nie trwało to długo – jedna z pań przyprowadziła Skotiego. To była miłość od pierwszego spojrzenia. Poszliśmy na krótki spacer adaptacyjny i w zasadzie to tyle – Skoti przyjechał z nami do domu – opowiada Marzena.
W drodze powrotnej do Szamotuł zajrzeli jeszcze do weterynarza, by ten sprawdził, czy psiak nie potrzebuje dodatkowej pomocy. A potem przyszedł czas na pierwszy, samodzielny spacer w nowym dla Skotiego otoczeniu.
- Myślałam, że oszaleję – wspomina Marzena – Pies, który pięknie szedł na smyczy podczas spaceru w Przyborówku, prawie wyrwał mi ramię, obszczekał wszystkie samochody, motocykle i napotkanych ludzi. Jak ja mogłam szalonego teriera do domu sprowadzić? - chwytałam się za głowę – wspomina – Mieliśmy z nim sporo problemów. Skakał po wszystkim, gryzł buty, o innych rzeczach nie wspominając. Największym wyczynem Skotiego był złamany karnisz od firanki. Potrafił wskakiwać na wysoką komodę i włączać światło w pokoju, gdy nie było nas w domu. Byliśmy trochę przerażani, bo doświadczenia z Lusią były zupełnie inne. I choć po tygodniu usłyszałam, że lepiej abyśmy oddali go z powrotem zanim zniszczy nam cały dom, to nie było mowy o tym, byśmy tak postąpili – podkreśla.
Skorzystali z porad behawiorystów, a Skoti rozpoczął szkolenia u Zuzanny Ogrodowczyk w Poznaniu. Trochę to trwało, zanim udało się wyeliminować część niepożądanych zachowań. Pies uczył się rodziny a rodzina uczyła się współistnieć z żywiołowym psem. Na nosework czas miał dopiero przyjść.
O tym, jak Skoti rozpoczął przygodę z noseworkiem
Posiadanie psa nie było jedynym marzeniem Marzeny. Bo ze swoim czworonogiem chciała również pracować. Z myślą o odpoczynku, ale i z ciekawości związanej z nową dyscypliną kynologiczną, 2 lata temu wybrała się na weekend do ośrodka pod Wągrowcem, który oferował rozmaite aktywności dla czworonożnych pupili. Szkolenie prowadziła Sylwia Trambacz – Oleszak, współzałożycielka Polskiej Ligi Nosework. Marzena zabrała ze sobą Luizę, która jako pierwsza poznała nosework.
To sport kynologiczny, opierający się na pracy węchowej i wywodzący się z pracy psów policyjnych. W praktyce polega na wykrywaniu przez psa ściśle określonych próbek zapachowych tj. cynamon, pomarańcza oraz goździk, ukrytych zarówno w pomieszczeniach, przedmiotach, na wyznaczonym terenie, jak i przy pojazdach.
- Wyjazd był bardzo udany. Następnym razem zabrałam ze sobą Skotiego, który okazał się znacznie lepszy w pracy węchowej. Zaczęłam trenować z psami w domu. To świetna zabawa zarówno dla psa, jak i właściciela, na dodatek nie wymaga wielkich nakładów finansowych. To też dobry sposób na zawiązanie i zacieśnienie więzi z psem – nosework opiera się na współpracy. A pies nie siedzi przy tym na kanapie pół dnia lecz ma zapewnioną aktywność umysłową, której przecież, obok aktywności fizycznej potrzebuje – tłumaczy Marzena.
Przed debiutem w zawodach testy zapachowe
Marzena ze Skotim 2-krotnie wzięli udział w zawodach organizowanych przez ośrodek „Magiczny Las” nieopodal Gniezna. Podczas pierwszego wielkiego sprawdzianu Skoti wypadł wyśmienicie, zajmując III miejsce, co na debiutanta było nie lada wyczynem. Wcześniej musiał jednak zdać testy.
- By rozpocząć starty w zawodach należy zdać testy zapachowe. Polegają one na wskazaniu przez psa puszki z próbką zapachową (goździk, pomarańcza lub cynamon). Skoti nie miał z tym większych problemów, dzięki czemu mógł przejść do tzw. klasy zerowej i oficjalnie stać się zawodnikiem Polskiej Ligi Nosework– opowiada właścicielka - W klasie zerowej jest jeden rodzaj zapachu – cynamon i jedna próbka zapachowa na każdym ringu. Aby przejść do klasy wyżej trzeba zaliczyć 2 czyste starty, czyli w ciągu 2 minut pies musi znaleźć jedną próbkę zapachową. W klasie pierwszej do cynamonu dochodzi pomarańcza, a w klasach drugiej i trzeciej - goździk. Zawody odbywają się w każdej z 4 kategorii: pojazdy, pomieszczenia, teren, przedmioty – wyjaśnia.
Skoti przygotowuje się właśnie do przejścia do klasy pierwszej, w której jego węch wystawiony zostanie na dodatkową próbę. Szukając ukrytych próbek cynamonu i pomarańczy, w celu zwiększenia poziomu trudności, mogą pojawić się zapachy zwodnicze – gałka muszkatołowa lub liść laurowy. Dla Marzeny oraz Skotiego to wyzwanie, ale przede wszystkim możliwość dalszego rozwoju.
-Trenujemy w każdej wolnej chwili, choć z uwagi na pracę zawodową i obowiązki domowe, tego czasu niestety nie ma aż tak dużo. Niemniej, staram się aktywizować zarówno Skotiego, jak i Lusię, gdy tylko jest to możliwe – również podczas spacerów. Podkładam wtedy próbki zapachowe w terenie – opowiada Marzena.
Nosework, to dyscyplina dla każdego psa
Przez pandemię nie mogli wystartować w wielu zawodach. Do gry wracają jednak w marcu. Para zamierza wziąć udział w zawodach organizowanych przez Polską Ligę Nosework w całym kraju.
- Ta dyscyplina staje się coraz bardziej popularna. Przede wszystkim dlatego, że z powodzeniem uprawiać mogą je wszystkie psy – i te rasowe, i kundle, psy niepełnosprawne, młode i starsze, te lękliwe, a nawet w z problemami behawioralnymi. Jak się okazuje – swoją szansę może dostać też pies ze schroniska – mówi Marzena – W związku z dużym zainteresowaniem zawodami, wcale nie tak łatwo się na nie zapisać. Zazwyczaj obowiązuje limit 25 psów, a zatem wszystko zależy od czujności właścicieli – dodaje.
"Nie zamieniłabym tego psa na żadnego innego"
W lutym Skoti skończył 5 lat. Na koncie ma już kilka pięknych medali. Zaistniał też w książce „Nosework” autorstwa Sylwii Trambacz – Oleszak i Piotra Awenckiego. W przyszłości być może rozpocznie przygodę z tropieniem, które jest kolejnym marzeniem jego właścicielki, podobnie jak udział w kursie behawiorystycznym.
-Wydaje mi się, że weszłabym we wszystko, co jest związane z psami – śmieje się Marzena. Nosework, to forma zabawy, ale i pracy czworonoga. Musi się skupić, odpowiednio ukierunkować energię. Jeśli nie jestem w stanie zapewnić Skotiemu wystarczająco dużo aktywności w terenie, praca węchowa pozwoli mu spożytkować nadmiar energii, co z kolei przekłada się na jego zachowanie, samopoczucie itd. - tłumaczy.
Marzena obecnie bierze udział w kursie instruktorskim z noseworku. Dziś gorąco namawia wszystkich właścicieli oraz właścicielki psów do podejmowania rozmaitych aktywności ze swoimi pupilami.
- Kiedy 4 lata temu Skoti pojawił się w naszym domu, pojawiło się też sporo problemów. Wystąpił u niego lęk separacyjny i agresja smyczowa. Ale dzięki wielkiej miłości i cierpliwości oraz odkryciu noseworku nasze wspólne życie jest wspaniałe. Nie zamieniłabym tego psa na żadnego innego. Gdzieś usłyszałam, że każdy trafia na takiego psa, którego w danej chwili potrzebuje. I to jest prawda. Dzięki Skotiemu zaczęłam rozwijać swoje zainteresowania, poznałam wiele wspaniałych osób, zwiedzam kraj jeżdżąc na zawody. Nikt nie jest idealny ani: ani człowiek ani pies. Ale ważne jest żebyśmy zrozumieli się nawzajem i czerpali z tego radość.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?