Święta Wielkanocne w tym roku przybiorą szczególną formę, bo i czasy, w istocie, są wyjątkowe. Być może społeczna kwarantanna pozwoli na bardziej osobiste przeżywanie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, na większą zadumę, zastanowienie i faktyczne zatrzymanie – zwolnienie tempa życia. My jednak, w przededniu Wielkiej Nocy pokusiliśmy się o odbycie pewnej podróży. Bardzo szczególnej zresztą, bo podróży w czasie. Po raz kolejny zaglądamy do „Gazety Szamotulskiej” wydawanej w okresie międzywojennym przez Józefa Kawalera, by sprawdzić, jak dawniej o świętach w Szamotułach pisano (we wszystkich cytowanych artykułach i ogłoszeniach zachowano oryginalną pisownię).
W archiwalnych materiałach prasowych udostępnionych dzięki uprzejmości Muzeum Zamek Górków w Szamotułach odnaleźć można sporo informacji na temat święcenia potraw, a także relacji z obchodów Niedzieli Palmowej. W roku 1932 „Gazeta” donosiła:
„Wczoraj do kolegjaty spieszyli wierni z palmami, by je ksiądz poświęcił. Palmowa niedziela, albo kwietnia jest ostatnią 40-dniowego postu, po której następuje Wielki Tydzień. Nazywa się Palmową, bo nam przypomina wjazd tryumfalny Chrystusa do Jerozolimy, podczas którego rzucano gałązki palmowe wzdłuż drogi, którą Chrystus postępował. W niedzielę tę święci się gałązki palmowe, a w braku ich inne przed procesją, po której odprawia się Mszę św. Poświęcone gałązki rozdaje się wiernym w celu przechowania ich w domu, jako sakramentaljów. W Środę Popielcową używa się popiołu, powstałego ze spalenia palm, poświęconych w roku poprzednim”.
W tym samym wydaniu „Gazety” ukazał się również artykuł na temat świątecznych przysłów. Te bowiem, jak się okazuje, wpisane były w lokalne tradycje wielkanocne.
„Wielki Tydzień poświęcony jest pobożnym praktykom religijnym oraz przygotowaniom do świąt wielkanocnych. Lud nasz, który do każdej okazji umie przystosować dowcipne powiedzonka i szczególne wróż-by, w związku z Wielkim Tygodniem posiada w swoich bogatych zasobach następujące przysłowia. Przedewszystkiem Niedziela Palmowa: „Pogoda w Kwietną Niedzielę, wróży urodzaju wiele”. Inne przysłowia odnoszą się przeważnie do Wielkiego Piątku, a więc: „W Wielki Piątek, dobry siewu początek”. Lub: „Kiedy w Wielki Piątek rosa, to nasiej gospodarzu dużo prosa, a jeżeli w Wielki Piątek mróz, to proso na górę włóż”. „Jak w Wielki Piątek pada, to będzie suchy rok”. „Jeżeli w Wielki Piątek deszcz kropi, radujcie się chłopi”. „W Wielki Piątek zrób początek, a w sobotę kończ robotę”.
Przeglądając międzywojenną „Gazetę Szamotulską” szczególną uwagę przykuwają jednak ogłoszenia i reklamy. Nie dość, że pod względem graficznym były one ciekawie opracowywane, to i twórcy swą kreatywnością w ich przygotowaniu niejednokrotnie czytelników oraz czytelniczki zaskakiwali. A cóż ówcześnie szamotulscy przedsiębiorcy oferowali?
Na czas wielkanocny w Składzie towarów kolonialnych i delikatesów braci Sundmannów (Rynek 47) można było zakupić świeżo palone kawy (Guatemala, Santos, Rio od 95 do 2 zł), a do tego migdały, rodzynki, herbatę luźną i w paczkach oraz kakao. Szamotulanie i szamotulanki zaopatrywali się tu również w mąkę, makarony i konserwy. Cukier pudrowy sprzedawany był w kostkach i głowach, wśród napojów królowały wina owocowe i soki, zaś wśród owoców prym wiodły pomerańcze (od 25 do 60 groszy). Musztardę luźną sprzedawano natomiast w szklankach i filiżankach po 75 groszy. Oferowano też słodkości, w tym jajka, zające oraz muszle z czekolady.
Z kolei restauracja K. Krzyżaniaka znajdująca się przy ulicy Poznańskiej 28 polecała do „zastaw święconkowych”: likiery, wypalanki, konjaki oraz wina – zarówno krajowe, jak i zagraniczne. Hotel Eldorado Ludwika Figlarza oferował zaś na Święta Wielkanocne szanownemu obywatelstwu miasta i okolicy piwa krotoszyńskie – ciemne oraz jasne w syfonach. Sprzedawano je po 3, 5 i 10 litrów.
Ale na wielkanocnych stołach szamotulan i szamotulanek nie mogło również zabraknąć wyrobów masarskich. Rzeźnik, Kazimierz Biernat (ulica Wroniecka 1) oferował wyroby mięsne oraz wędliny, a przede wszystkim zaś specjalną kiełbasę wielkanocną, którą zachwalał, jako smaczną i z dobrą przyprawą. Jego reklama prasowa głosiła przy tym, iż ceny są niskie, a usługa skora i rzetelna.
Humoru ówczesnym reklamodawcom z całą pewnością nie brakowało. W nawiązaniu do tradycji Lanego Poniedziałku, Centralna Drogerja Leona Witkowskiego, mieszcząca się przy ulicy Rynek 39 na Śmingusa polecała po cenach zniżonych: wody kolońskie – wody kwiatowe luzem i w oryginalnych butelkach, a ponadto artykuły drogeryjne, toaletowe, kosmetyczne itp. To jednak nie wszystko. W ogłoszeniu, które opublikowane zostało w jednym z wydań „Gazety” w roku 1933 Witkowski polecał także: „Na okres świąteczny do odświeżania mieszkań: farby, lakiery, pokosty, pendzle i wielki wybór najmodniejszych szablonów”. Bo o porządek w domu też trzeba było przecież zadbać!
Miło czasem wrócić do przeszłości, nieprawdaż?
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?