Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szamotuły. Walczymy o Marcelinkę - Serduszkową Dziewczynkę!

Magda Prętka
Magda Prętka
Marcelina z mamą i starszą siostrą
Marcelina z mamą i starszą siostrą Magda Prętka
Ma tylko połowę serca, ale za to ogromną wolę życia. Siłę przejęła od rodziców, którzy walczą o nią od dnia, w którym przyszła na świat. Poznajcie bardzo szczególną, choć zarazem tak trudną historię Marcelinki - Serduszkowej Dziewczynki

Marcelinka Kominek w lipcu skończy 3 lata. Jest pełnym radości dzieckiem, które w ułamku sekundy potrafi skraść serce absolutnie każdego. Paradoksalnie jednak, jej serce nie może pozwolić sobie na zbyt wiele. Bije bardzo wolno. Dziewczynka urodziła się z jedną z najpoważniejszych chorób znanych współczesnej medycynie. HLHS – cztery litery oznaczające brak lewej komory serca, zabrzmiały dla jej rodziców jak wyrok. Ale tylko przez chwilę. Bo o życie córki, która – jak diagnozowali początkowo lekarze – miała urodzić się martwa, walczą od dnia jej przyjścia na świat. I walki tej nie odpuszczą nigdy.

- W 19. tygodniu ciąży przeszłam drugie badania prenatalne, pierwsze oczywiście niczego nie wykazały. Wyniki tych drugich natomiast wyraźnie wskazywały, iż coś jest nie tak. Skierowano mnie na echo serca płodu. Okazało się, że dziecko ma bardzo złożoną wadę serca. W Poznaniu usłyszeliśmy z mężem, iż powinniśmy pogodzić się z tym, że córka urodzi się martwa. Nie chcieliśmy przyjąć tego do wiadomości, więc zaczęliśmy szukać pomocy w specjalistycznych ośrodkach w Polsce. I tak trafiliśmy do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi – opowiada Ewelina Przewoźna, mama Marceliny.

To właśnie w łódzkiej placówce dziewczynka przyszła na świat. W ósmej dobie życia prof. Jacek Moll przeprowadził operację na otwartym sercu noworodka. Trwała 10 godzin. Był to pierwszy z trzech etapów skomplikowanego leczenia dziecka. Stan Marceliny po operacji określano, jako krytyczny. Ale dziewczynka była silna. Nie podała się. Po 10-dniowym pobycie na oddziale intensywnej terapii, trafiła na oddział kardiologiczny, a po 2 miesiącach w końcu mogła poznać swój dom. Pół roku później wróciła do Łodzi na drugi etap leczenia, na kolejną operację. W trakcie cewnikowania serca (zabieg ten poprzedza każdą operację) okazało się jednak, że wyniki są bardzo złe. Nadzieja rodziców nie gasła. Lekarzy również. Być może, to dzięki głębokiej wierze i walce o życie samej dziewczynki, dziecko udało się ustabilizować i poddać operacji. Tym razem trwała „tylko” 5 godzin.

Po 2 tygodniach Marcelina opuściła szpital. Mimo heroicznej walki, jaką stoczyła w pierwszych miesiącach życia, rozwijała się prawidłowo, zaskakiwała bliskich energią i ciekawością świata. Nic nie wskazywało na to, że finał jej leczenia może być czymś zagrożony.

- Po roku wróciliśmy do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi na badania poprzedzające kolejną operację. Byliśmy dobrej myśli, ale niestety okazało się, że Marcelina ma poważne zaburzenia rytmu serca. Wieczorami i w nocy jej serce bije bardzo wolno, poniżej 50 uderzeń na minutę – mówi mama dziewczynki – Lekarze nie zdecydowali się nawet na przeprowadzenie cewnikowania serca, gdyż wiązało się to z ogromnym ryzykiem, iż serce stanie. Byliśmy załamani. W Łodzi nic więcej dla naszej córki nie można było zrobić, profesor Moll nie mógł podjąć się ryzyka operacji – dodaje.

Zdaje się, że dziewczynka przejęła ducha walki od rodziców. Bo ci, mimo chwilowego zwątpienia, tak jak postanowili jeszcze przed jej narodzinami – walki o córkę nie zamierzali odpuszczać. Po wykonaniu niezliczonych telefonów, wysłaniu setek zapytań oraz próśb, udało im się umówić na konsultacje w Krakowie z prof. Edwardem Malcem – wybitnym kardiochirurgiem i chirurgiem dziecięcym. Był dla Marceliny ostatnią nadzieją.

- Kiedy profesor Malec powiedział nam, że podejmie się operacji, trudno było opanować emocje. Na taką informację przecież czekaliśmy. Niestety pojawiło się pewne „ale”. Z uwagi na zaburzenia rytmu serca Marceliny, zabieg, który polega na wszczepieniu rozrusznika serca, jest możliwy do wykonania tylko w niemieckiej klinice w Munster, gdzie profesor Malec pracuje. To właśnie tam dysponuje on wykwalifikowaną kadrą, a przede wszystkim specjalistycznym sprzętem, który w trakcie operacji zabezpiecza dzieci z zaburzeniami rytmu serca – tłumaczy pani Ewelina – Przeprowadzenie operacji niestety wiąże się z ogromnymi pieniędzmi. To koszt 170 tysięcy złotych, a więc kwota dla nas niewyobrażalna - dodaje.

Dziewczynka musi zostać zoperowana przed ukończeniem 3. roku życia, a więc najpóźniej w czerwcu br. W innym wypadku, medycyna pozostaje bezsilna. Rodzice malucha spontanicznie zorganizowali zbiórkę pieniędzy. W akcję pomocy włączyła się cała rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, ale też niezwykle liczne grono nieznajomych im osób, które o Marcelinę postanowiły zawalczyć.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że jej życie zostało wycenione – wyznaje mama dziewczynki – Widzę jednak, jak słabnie w oczach. Mimo radości, którą ma w sobie, nie możemy nawet wyjść na dłuższy spacer, bo córka od razu się męczy – robi się sina i blada. W nocy co chwilę się budzę i sprawdzam, czy oddycha. Przez swoją wadę Marcelina nie może uczęszczać do żłobka, czy przedszkola, bo nikt nie weźmie za nią odpowiedzialności. Z drugiej strony, każda infekcja to dla niej ogromne ryzyko – przyznaje.

Operacja w Niemczech, to dla dziewczynki jedyna szansa. HLHS jest co prawda chorobą nieuleczalną, ale wszczepienie rozrusznika serca może pozwolić Marcelinie na długie życie.

- Istnieje oczywiście ryzyko, że organizm Marceliny odrzuci nowe krążenie, stworzone podczas trzeciej operacji, ale musimy spróbować. Musimy wierzyć, że się uda – podkreśla niestrudzona mama.

Wiara nie opuszcza całej rodziny. Nie opuszcza również szamotulan, którzy ochoczo przystąpili do boju o zdrowie malucha. Choć dziewczynka w Szamotułach, bywa tylko gościem u swoich dziadków, jej historia poruszyła już wiele serc. A wszystko za sprawą babci Marcysi, pani Renaty Przewoźnej.

- Kiedy dowiedziałam się, że Marcelinka może zostać zoperowana, ale potrzebne są pieniądze, wiedziałam już, że po prostu muszę coś zrobić – mówi Renata Przewoźna – Nie miałam jednak pojęcia od czego zacząć, więc zwróciłam się z prośbą o pomoc do pana Piotra Michalaka, dyrektora Szamotulskiego Ośrodka Kultury. To on podsunął mi pomysł organizacji koncertu dobroczynnego połączonego z licytacją fantów. Później z pomocą pospieszyła moja serdeczna znajoma, Bernadeta Krupecka, która wymyśliła akcję charytatywną w sportowym duchu. Nie wiem skąd, nie wiem nawet jak, nagle zebrał się sztab ludzi pragnących pomóc – mówi z uśmiechem.

I tak, w niedzielę, 24 marca serce Szamotuł zabije z niesamowitą siłą dla serca Marcelinki. W hali „Wacław” odbędzie się wówczas wielki festyn charytatywny z maratonem zumby i biegiem bieżnią stadionu. Nie zabraknie atrakcji dla dzieci i zajęć sportowych. Harcerze zaproszą zaś do udziału w grze miejskiej. Wszystkim wydarzeniom odbywającym się w ramach imprezy towarzyszyć będzie zbiórka pieniędzy na rzecz dziewczynki. Ale głośne i mocne serce miasta zabije również 31 marca w kinie „Halszka”, gdzie odbędzie się koncert dobroczynny. Zagrają: Sławomir Heinrychowski, Darek Tarczewski, The Old Band oraz Polskie Nagrania. O obu wydarzeniach ze szczegółami napiszemy wkrótce.

Zbiórka środków na leczenie dziewczynki wciąż trwa. Każdy może dołożyć swoją własną cegiełkę. Wystarczy tylko zajrzeć na stronę Fundacji SięPomagaTUTAJ

- Prosimy, żeby Wasze wielkie, szczodre serca otwarły się na to malutkie, bardzo chore serduszko Marcelinki – apeluje pani Ewelina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto