Kazimiera Woźniak (z domu Nowak) urodziła się 8 lutego 1928 roku w Śremie. W 1933 przeniosła się z rodziną do Ostroroga. Bardzo wcześnie straciła rodziców; w 1937 roku zmarł ojciec, a rok później matka. Wraz z siostrą Heleną (ur. 1923) pod okiem sądownie nadanego opiekuna prowadziły restaurację i sklep spożywczy pozostałe po rodzicach.
Wybuch wojny był dla Kazimiery oraz jej siostry traumatycznym przeżyciem.
– Pamiętam, jak do Ostroroga wjechali Niemcy – mówi Kazimiera – i jak wielki nas ogarnął strach, a strach to był okropny, ponieważ byłyśmy same i bez starszej osoby (opiekun poszedł na wojnę). Żyłyśmy w ciągłej niepewności – dodaje.
3 grudnia 1939 roku niemieccy żandarmi wpadli do domu sióstr, zawiadomili, że ojciec (Powstaniec Wielkopolski) miał broń, zrobili rewizję i wywieżli je wraz z innymi rodzinami z Ostroroga do więzienia we Wronkach. Warunki w więzieniu były koszmarne, więźniowie dostawali jeden posiłek dziennie – bardzo słoną zupę – którą z trudem się jadło i po której odczuwało się wielkie pragnienie. 8 grudnia wygnano więźniów z więzienia i pędzono – batami – do dworca kolejowego, a następnie załadowano ich w bydlęce wagony. Podróż bez pożywienia i w wielkim mrozie trwała dwie doby. Dla dziewczynek – które zostały bez rodziców i bliskich osób – podróż ta była kolejną traumą. 10 grudnia pociąg dojechał do Jędrzejowa (znajdującym się w Generalnym Gubernatorstwie). Nie wszyscy tę podróż przeżyli; ci którzy przeżyli, mieli odmrożone części ciała. Siostry zakwaterowano w pomieszczeniu po sklepiku (które było puste, nieogrzane, z wybitą szybą). Ciężko pracowały w kuchni „Sonderdienst” (niemieckiej policji pomocniczej).
W 1943 roku siostra Kazimiery wyszła za mąż i wyjechała do Warszawy. Na początku 1944 – z tęsknoty za Heleną – Kazimiera przyjeżdża do stolicy. Mieszka wraz z nią i szwagrem na Mokotowie, na ul. Madalińskiego.
1 sierpnia 1944 o godz. 17.00 roku syreny w Warszawie zaczęły wyć. Dom, w którym mieszkała Kazimiera z bliskimi, już pierwszego dnia powstania był ostrzeliwany przez Niemców.
– Ostrzeliwano nas z dołu i z góry, były bomby, pociski, moździerze i strzały karabinowe – mówi Kazimiera Woźniak. Byliśmy otoczeni przez Gestapo, SS i żandarmerię, ponieważ niedaleko – na ul. Kazimierzowskiej – była siedziba SS, a wszędzie byli zakwaterowani Niemcy. To był szok, to był zryw. Entuzjazm wśród młodzieży był ogromny. Już pierwszego dnia ginęli najmłodsi… Włączyłam się do powstania i wraz z innymi młodymi ukradkiem kopałam okopy, stawiałam barykady. Nie mieliśmy broni, byliśmy pod stałym ostrzałem. Wyciągaliśmy rannych z gruzów, grzebaliśmy zabitych. Ze względu na siostrę (która była wtedy w ósmym miesiącu ciąży) nie mogłam się za bardzo oddalać od domu. Przebywaliśmy wtedy (jak wszyscy mieszkańcy Warszawy) w piwnicy. 21 sierpnia Niemcy wjechali na podwórze budynku, w którego piwnicy przebywaliśmy i krzycząc „Alle Raus!” kazali nam wychodzić. Każdy się bał. Wiedzieliśmy, co nas czeka. Niemcy albo zganiali ludzi do piwnic i wrzucali tam granaty albo wyciągali ludzi z piwnic i rozstrzeliwali na podwórzu lub ulicy. Wyszłam pierwsza z piwnicy, przeżegnałam się. Następni zaczęli wychodzić, niektórzy wybiegali na ulicę, inni uciekali przez dziury na inne podwórza. Ja wybiegłam na ulicę i zostałam postrzelona w lewą rękę przy nadgarstku, w lewą nogę powyżej uda (tę kulę mam do dzisiaj) oraz w brodę, co skutkowało ubytkiem zębów i raną nad językiem. Obok mnie biegła sąsiadka, Helena Stępniowa, zginęła na miejscu. Natomiast ze mnie lała się krew, byłam w wielkim szoku i bólu, chciałam wołać: „Gdzie jest siostra?”, ale nie mogłam, ponieważ miałam przestrzeloną szczękę, potrzaskane kości, a to wszystko puchło – dodaje kobieta.
Po serii otrzymanych strzałów zasłabła, ale ktoś ją złapał na ulicy i zaniósł do jednej z piwnic. Później zaniesiono ją do szpitala, najpierw do szpitala na ul. Odyńca, stamtąd skierowana została do szpitala Elżbietanek (który był przeznaczony dla powstańców). W szpitalu odbyła się skomplikowana operacja. Wszystkie zabiegi, które jej wykonano, odbywały się bez podania środków znieczulających, tabletek i zastrzyków. Podczas operacji była przywiązana do stołu operacyjnego, ktoś trzymał jej głowę. Z bólu straciła przytomność. Po operacji przez jakiś czas nie mogła jeść ani mówić.
29 sierpnia, podczas odwiedzin siostry i szwagra, Kazimiera nalegała, aby ją zabrali ze sobą z powrotem do piwnic. Spotkała się ze stanowczym sprzeciwem szwagra argumentowanym jej złym stanem zdrowia, ale ona bardzo nalegała – „na migi”, ponieważ wciąż nie mogła mówić. W końcu, bez zgody lekarzy, wraz ze szwagrem i siostrą, opuściła szpital i okopami dostali się do piwnicy na ul. Racławickiej. W ten sam dzień, o godz. 23.00, dowiedzieli się, że szpital Elżbietanek został zburzony, a zginęli w nim ranni, lekarze i pozostały personel medyczny. Najbardziej zburzona była ta część szpitala, w której leżała Kazimiera.
Została bez opieki lekarskiej i z ropiejącymi ranami. Wciąż – z bliskimi – zmieniała piwnice. Zapasy żywności się kończyły. 21 września Helena w piwnicy, w bardzo trudnych warunkach sanitarnych i bytowych urodziła syna. Dwa dni później do ich piwnicy wpadli Niemcy, wygnali na ulicę i przepędzili do fortów mokotowskich. Ludzie bali się wchodzić do fortów, ponieważ słyszeli już o obozach i gazowaniach. Noc spędzili w lochach fortów, później zagnano ich na Służewiec, a stamtąd przewieziono do obozu przejściowego w Pruszkowie (były to hangary kolejowe z kostką brukową i szynami kolejowymi). Tam oddzielono Kazimierę od siostry i jej rodziny. Znalazła się w hali z osobami chorymi i starszymi (siostra w hali I, w której znajdowali się ludzie przeznaczeni do wywozu). Ponowne rozdzielenie z siostrą było dla Kazimiery tragedią. Ze względu na ropiejące i nieopatrywane rany udało jej się przedostać na halę, w której urzędowała niemiecka komisja lekarska. Kolejka do lekarzy była ogromna, a rany coraz bardziej bolesne. Przechodząca pielęgniarka zignorowała jej prośbę o szybsze dostanie się do komisji lekarskiej. Na płaczącą, zrezygnowaną i wyczerpaną dziewczynę zwróciła uwagę Kazimiera Drescherowa, tłumaczka lekarzy. Podeszła do niej i zaprowadziła do lekarza. Od niej też dowiedziała się, że na podstawie zezwolenia wydanego przez lekarza można przejść na inną halę (lub wyjść z obozu na podstawie stwierdzonej choroby). Po tym, jak opatrzono jej rany, Kazimiera poprosiła doktora Koniga o zezwolenie na przejście na halę I. Zezwolenie takie uzyskała; po pewnym czasie żołnierz niemiecki odczytał, że może przejść do innej hali. Pozwolenie Kazimiera otrzymała na kartce. W hali I spotkała się z siostrą, szwagrem i ich wycieńczonym synkiem.
Życie w obozie w Pruszkowie robiło się coraz trudniejsze ze względu na jesienne chłody i głód. Szwagier miał odłożonych trochę złotych dolarów – za dziesięć kupił od maszynisty wiadro cynkowe. Dzięki tym dolarom przeżyli. Mając naczynie, mogli chodzić po zupę, bez niego nie mieliby możliwości jej zdobycia. Dziecko Heleny robiło się coraz słabsze.
Z końcem powstania, na początku października, załadowano ich do wagonów – węglarek. Nie wiedzieli, gdzie ich wywożą. Późnym wieczorem, w czasie postoju, w polu, przed Skierniewicami, ze względu na ciężki stan zdrowia dziecka, nie bacząc na niebezpieczeństwo, udało im się wydostać z pociągu – wyskoczyli na pole. Doczołgali się na przedmieście miasta, znaleźli chatkę, w której udzielono im schronienia. Rano dostali się do lekarza, który stwierdził zgon dziecka (siostra Kazimiery później już nigdy nie mogła mieć dzieci). Syn Heleny i jej męża (ochrzczony zaraz po urodzeniu) został pochowany na cmentarzu w Skierniewicach. Rodzina trafiła następnie do mieszkania na ul. Mszczonowskiej. Rany Kazimiery wymagały intensywnego i systematycznego leczenia, dlatego postanowiła udać się – tym razem już sama – do Jędrzejowa, do lekarza Dulina (który był później dyrektorem szpitala w Szamotułach).
W pociągach odbywały się w tym czasie łapanki, jednak Kazimiera nie zważała na nie i podczas podróży ukrywała się w ubikacjach. Podróż ta wymagała od kobiety wiele odwagi, ale wiara w to, że dojedzie do Jędrzejowa była ogromna. W szpitalu w Jędrzejowie lekarz Dulin skierował ją do kliniki w Krakowie. Po skomplikowanych i bolesnych zabiegach wróciła do Jędrzejowa i zamieszkała z rodziną, z którą dzieliła celę we Wronkach. W grudniu do Kazimiery przyjechała także siostra z mężem. 17 stycznia 1945 roku do Jędrzejowa wkroczyli Rosjanie. Kazimiera zrozumiała, że wojna się kończy. Przed Wielkanocą przyjechała do Śremu, później do Ostroroga, a tam starała się – po raz kolejny – zacząć życie od nowa. Kontynuowała leczenie w klinice w Poznaniu.
Kazimiera Woźniak po wojnie pracowała w restauracji (u siostry i szwagra) w Ostrorogu, później w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” na stanowisku pracownika umysłowego (w latach 1957-1963 była wiceprezesem zarządu do spraw handlu), była radną Miasta i Gminy Ostroróg, ławnikiem Sądu Rejonowego w Szamotułach, działała w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci i w Polskim Czerwonym Krzyżu, a po przejściu na emeryturę w Polskim Związku Emerytów i Rencistów. Otrzymała medale za zasługi dla województwa poznańskiego i miasta Ostroróg, za zasługi dla Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, medal Związku Inwalidów Wojennych „Wieczna Chwała Niepokonanym”, medal 50-lecia wyzwolenia z Obozów i Więzień II Wojny Światowej, a także medal matki i medal z okazji 50-lecia pożycia małżeńskiego. Jest Kombatantem i Osobą Represjonowaną I grupy.
– Moje dziecięce, sieroce przeżycia wojenne pozbawiły mnie domu i pozostawiły wspomnienia wielkiego okrucieństwa, cierpienia i bólu – mówi Kazimiera – Podczas powstania wiele osób poniosło bezsensowną śmierć. Mimo tego, że cały czas się leczę, a z biegiem czasu stan mojego zdrowia ulega pogorszeniu (nie widzę na prawe oko), jestem zapraszana do szkół na spotkania z młodzieżą. To dla mnie wielkie przeżycie, ponieważ odżywają wspomnienia. Wzruszające jest także to, z jaką uwagą jestem wysłuchiwana – dopowiada uczestniczka Powstania Warszawskiego.
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?