Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojenne wspomnienia

Norbert Woźniak
Michalina Fritsch
Ks. Bogdan Kończak opowiada o swoim życiu podczas niemieckiej okupacji. Świadek tamtych wydarzeń jest żywym świadectwem tamtych trudnych dla Polski lat. Duchowny ze szczegółami wspomina wstrząsające dla niego zdarzenia

Gdzie się ksiądz urodził?

Urodziłem się w Twierdzy Modlin, obok Warszawy. Mój ojciec był wojskowym, żyliśmy w otoczeniu wojskowości, duchu patriotycznym, obchodziliśmy każdą rocznicę ważnego powstania, msze polowe, dzieci oficerów uczęszczały do szkół wojskowych.

Pięć lat okupacji w Warszawie i Powstanie. Księdza opowieść jest niezwykle obszerna, niestety nie mamy tyle miejsca, niech ksiądz opowie o tym co jest dla niego najważniejsze.

Modlin był terenem stricte wojskowym, więc gdy wybuchła wojna w ‘39 wszyscy cywile, rodziny wojskowych musiały ten teren opuścić. Natychmiast zostaliśmy wywiezieni na Wołyń, a że nawałnica armii niemieckiej napływała z zachodu, liczyliśmy że wschód będzie dla nas schronieniem. Dotarliśmy do Kamienia Koszyrskiego, od strony Lwowa i Białegostoku nacierały wojska radzieckie, a od strony Lublina szła nawała niemiecka, znaleźliśmy się w kotle, niebezpieczeństwo zacieśniało się wokół nas. Polska była właściwie rozbrojona, nie dysponowała taką ilością broni jak jej przeciwnicy, wciąż widzieliśmy na niebie radzieckie samoloty, polskich nigdy. Pułkownik Wojska Polskiego podczas oficjalnego spotkania na rynku miasta ogłosił, że wszystkich żołnierzy zwalnia od przysięgi i odpowiedzialności, broń, szable, rewolwery zostały zniszczone i spalone, aby nie dostały się w ręce wroga. Kilka dni po wejściu Rosjan do Polski, wojskowi i my - ich rodziny, zostaliśmy wywiezieni z Kamienia Koszyrskiego pociągiem towarowym w stronę Kowla. Na lokomotywie zawieszono białą flagę, żołnierze zdejmowali opaski, nie mieli już broni, byliśmy zupełnie rozbrojeni. Gdy ruszyliśmy nad nami pojawiły się samoloty radzieckie, runęły bomby, pociąg zwolnił i stanął w szczerym, ścierniskowym polu. Samoloty leciały tak nisko, że widziałem czerwone gwiazdy, z broni maszynowej strzelano do tych, którzy wysiedli z pociągu i uciekali w stronę lasu, a była ich większość. Zginęły setki osób. Ja, brat i mama zostaliśmy pod pociągiem i przetrwaliśmy, ale koleżanka mamy, która była obok nas została zabita na moich oczach, jej syn wypadł podczas zwalniania pociągu, koła odcięły mu rękę i nogę. Gdy strzelanie ustało, a samoloty odleciały pomagaliśmy rannym, a od strony pobliskiej wioski przybyli z pomocą mieszkańcy. Przy cerkwi polsko - ukraińskiej wioski układano ciała, przez całą noc zbijano drewniane trumny dla pomordowanych i następnego dnia popołudniu odbył się masowy pogrzeb. Większość z tych, którzy przeżyli, została bez rodzin, matki bez dzieci, dzieci bez matek, gdy szedł kondukt żałobny płacz zamienił się w wycie żalu i rozpaczy.

Co się z Wami później stało?

Dwa tygodnie spędziliśmy w Kowlu, a później ze względu na to, że moja mama była Warszawianką szukaliśmy schronienia w Warszawie. Najpierw mieszkaliśmy na Słodowcu, u rodziców mamy, który został całkowicie spalony, dziś wygląda on zupełnie inaczej niż wówczas. Często się przeprowadzaliśmy, nie mieliśmy gdzie mieszkać.

Tysiące warszawiaków zostaje rozstrzelanych, umiera z głodu, są wywożeni do obozów koncentracyjnych, Warszawa płonie, a jednocześnie żyje swoim życiem w podziemiu. Gdzie jest ksiądz w tym wszystkim?

Byłem świadkiem każdego dnia, Niemcy rozstrzeliwali i wieszali ludzi na naszych oczach. Chłopcem byłem żywym i energicznym, a sprawy wojskowe leżały mi na sercu. Pracowałem jako łącznik komendy policji na usługach SS, ale tak naprawdę byłem oddany AK. Wykorzystywano mnie do ustnego przenoszenia wiadomości między komisariatem na ul. Długiej przy kościele garnizonowym, a komisariatem na Żoliborzu i oczywiście moim pułkownikiem, bo wiadomości, które przenosiłem przechodziły dzięki mnie w ręce Armii Krajowej. Listy i telefony były inwigilowane więc przenosiłem ważne rozporządzenia i informacje ustnie. Mogłem poruszać się po godzinie policyjnej, kilka razy złapał mnie patrol niemiecki. Ręce do góry i nie wolno mi było ręką sięgnąć, tylko pokazać palcem na kieszeń gdzie była moja legitymacja. Jeden nieostrożny ruch groził śmiercią. Bywałem często w więzieniu na ul. Rakowieckiej, bo przenosiłem grypsy od więźniów do ich rodzin. Gdy wchodziłem wartownik, który mnie juz dobrze znał zamykał drzwi i wyciągał karteczki ze sobie znanego miejsca. Gdyby mnie złapano, nie wydusiliby ze mnie gdzie były one chowane.

Wiedział ksiądz co za to grozi?

Miałem 13 lat i całkowitą świadomość. Niebezpieczeństwo było częścią naszego życia, każdego dnia, pokonywałem je młodzieńczym zaangażowaniem. Moja pierwsza akcja była całkiem niewinna, zaintrygowani wraz z kolegami pytaniami kilku Panów, o to, co znajduje się w budynkach niemieckich koszar przy pałacyku na ul. Marymondzkiej, na której graliśmy w piłkę, włamaliśmy się do niego w nocy i zajrzeliśmy do licznych skrzyń, w których zobaczyliśmy granaty. Włożyliśmy je do kieszeń, cztery ja, cztery kolega, wycofaliśmy się z koszar i zakopaliśmy je po drugiej stronie ulicy w małym gaiku pod krzakiem. Na drugi dzień granaty zniknęły, bo okazało się że tajemniczy Panowie, którzy obudzili naszą ciekawość, byli z AK i śledzili nas. Później zamieszkaliśmy na Żoliborzu, zapoznałem pułkownika, który mieszkał za ścianą naszego mieszkania i akcje rozgorzały pełną parą, było ich wiele. Świadkiem pierwszego rozstrzelania byłem gdy z dowódcą oddziału podaliśmy złe hasło, więc staliśmy na straży i czekaliśmy na to co dalej, nagle usłyszeliśmy charakterystyczny odgłos, a gdy spojrzeliśmy w tamtą stronę w ogrodzie zobaczyliśmy mężczyznę, zupełnie nagiego z łopatą w ręku kopiącego dół, obok niego stało dwóch Niemców z karabinami. Mężczyzna został zastrzelony i zakopany.

‘’Miało być pięć pogrzebów’’ - to tytuł artykułu, w którym opisuje ksiądz swoją historię.

Gdy rozpoczęło się Powstanie, a na Żoliborzu rozpoczęło się ono dwie godziny wcześniej, byłem z dwoma kolegami w domu i widziałem z okna jak Polacy przenosili broń ulicą Krasińskiego. Chowali ją pod płaszczem, ale gdy przejeżdżał niemiecki samochód broń się wysunęła, SS - man wysiadł, krzyknął „halt”, zaczęła się strzelanina i Polacy uciekli w

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto