Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szamotuły. 4 lata temu odszedł doktor Ryszard Surma, którego zwykliśmy nazywać "Doktorem Judymem"

Magda Prętka
Magda Prętka
Dzień 7 kwietnia 2018 roku zapisał się w historii całego powiatu szamotulskiego, jako czarna sobota. Odszedł doktor Ryszard Surma. Ten, który miał być z nami zawsze. Tego przecież sobie życzyliśmy. Publikujemy wspomnienie, które przygotowaliśmy tuż po jego śmierci

Mijają 4 lata od śmierci doktora Ryszarda Surmy

Tęsknota za nim rośnie z każdym dniem. Bo nadal trudno uwierzyć w to, że jego już nie ma. Że nie otwiera już okna w swoim mieszkaniu przy ulicy Sezamkowej, by dać znać pacjentom, że pracuje. Że ściszonym głosem nie pyta już: co dolega? I, że nie chwyta za wieczne pióro, by wypisać receptę...

Postanowiliśmy, że nie będziemy publikować czarno – białych zdjęć. Jego wspomnienie jest przecież żywe. I wierzymy, że będzie takie zawsze. Zapamiętaliśmy go jako człowieka, który dla swoich pacjentów stał się członkiem rodziny. Nie chcemy się żegnać. Nadal nie potrafimy. I pewnie nigdy nie będziemy na to gotowi.

Nazywaliśmy go doktorem Judymem z Szamotuł, choć wiemy doskonale, że gdyby tylko ktoś głośno tak o nim powiedział, on strasznie by się oburzył. Całym sobą uosabiał przysięgę składaną Hipokratesowi. Do samego końca czuł powołanie. I do samego końca też leczył.

Pogrzeb dr Ryszarda Surmy. Spoczął na cmentarzu parafialnym ...

Trudno byłoby zliczyć ilu osobom pomógł, ilu uratował życie, ile pocieszył i dał wiarę w to, że po prostu będzie dobrze. Żałujemy, że nigdy nie zgodził się na wywiad, choć wielokrotnie prosiliśmy go o rozmowę. Może wtedy dowiedzielibyśmy się ilu ich było?

Dziś po raz kolejny dziękujemy. Za to, że po prostu był. Że nigdy nie odmówił pomocy. I za to, że uczył nas jak być dobrym człowiekiem.

Lekarz z powołaniem

Stonowany, niezwykle spokojny, cierpliwy. Nigdy nie był duszą towarzystwa, raczej samotnikiem, który całe swoje życie podporządkował niesieniu pomocy innym. Paradoksalnie, był w nim jakiś magnetyzm, który bezwiednie przyciągał ludzi. Ufali mu bezgranicznie, doceniali, kochali. A on strasznie się oburzał, kiedy w podzięce za opiekę nad dzieckiem lub udzieloną poradę, przynosili ciasta upieczone specjalnie dla niego.

– To niepotrzebne ! – mówił tłumacząc, że przecież jest lekarzem, złożył przysięgą i stara się ją tylko dobrze wypełniać. Ciast nigdy nie przyjmował, podobnie jak pieniędzy, czy komplementów. Podziękowaniem była dla niego informacja o tym, że stan zdrowia pacjenta się poprawił.

Z rodzicami dzieci, którymi się opiekował, pozostawał w stałym kontakcie. Telefonował do nich pytając o to, jak się czują, odwiedzał. Nigdy nie zapominał. A kiedy nie mógł znaleźć numeru w książce telefonicznej, dzwonił do sąsiadów małego pacjenta z prośbą, by zapytali o malucha i od razu go poinformowali, czy czuje się już lepiej. Czuwał nocą przy szpitalnych łóżkach, często do rana. Odprawiał rodziców do domu, by odpoczęli. On nie musiał.

Szamotuły. Ku pamięci doktora Ryszarda Surmy. Jego imię nosi...

Przyjmował pacjentów od rana do wieczora

Leczył nawet na emeryturze, kiedy powinien już odpocząć. Ci, którym pomagał kilkanaście lat wcześniej, przychodzili później do niego ze swoimi dziećmi. Przyjmował od rana do wieczora, 7 dni w tygodniu. Uchylone okno w jego mieszkaniu przy ulicy Sezamkowej było niepisanym sygnałem, że już pracuje. Jeden z pokoi zaadaptował na gabinet, a w korytarzu mieszkania zorganizował poczekalnię. Chyba musiał wiedzieć, że będzie leczył do końca życia.

Kiedy drzwi przychodni lekarskich były już dawno zamknięte lub – tak prozaiczne – numerki się skończyły! on czekał na pacjentów. Dni wolne miewał bardzo rzadko, w zasadzie w ogóle. Ludzie i ich problemy zdrowotne były dla niego ważniejsze od osobistego szczęścia. A może to właśnie oni mu je dawali? Gdy sąsiedzi – z bloku, osiedla, pobliskich domków jednorodzinnych zapraszali na kawę, imieninowy placek lub po prostu na rozmowę, odmawiał. Pacjenci przecież czekali.

Chociaż uśmiechał się rzadko, potrafił zjednać sobie każdego. Swoim opanowaniem i dobrocią bijącą z wnętrza sprawiał, że płaczący, wystraszony maluch nie bał się już zastrzyku, a pobyt w szpitalu, dzięki niemu, stawał się znośny. Dawał nadzieję, podnosił na duchu. Zawsze.

To ogromna strata

Kiedy miasto, powiat i przynajmniej pół Wielkopolski obiegła przykra, niespodziewana informacja o tym, że dr Ryszard Surma zmarł, czas na chwilę się zatrzymał. Wiele osób pogrążyło się w żałobie i ze złością pytało: dlaczego? On przecież był zawsze i chociaż nikt nie żyje wiecznie, tak miało pozostać…

Szamotulanie, wronczanie, poznaniacy, pilanie, mieszkańcy Obrzycka, Lubasza i mnóstwo innych osób rozsianych po całym kraju, w sobotę 7 kwietnia 2018 roku oraz w kolejne dni, zapalało dla niego wirtualne świeczki na portalu społecznościowym. Dzielili się wspomnieniami i żalem.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: FUNDACJA WOŚP PO RAZ KOLEJNY WSPARŁA SZPITAL W SZAMOTUŁACH

Rodzina, a także tłum dawnych współpracowników i pacjentów pożegnał go w trakcie ceremonii pogrzebowej, która 10 kwietnia 2018 roku odbyła się na cmentarzu parafialnym w Lubaszu. Chociaż w ten sposób mogli dowieść, jak wielką rolę odegrał w ich życiu.

Kim był dr Ryszard Surma?

To zaskakujące jak niewiele wiemy o człowieku, który o nas – swoich pacjentach, wiedział niemalże wszystko. Co zrobić byśmy wrócili do zdrowia, jakie leki podać, byśmy poczuli się lepiej, dokąd skierować niepełnosprawne dziecko, jak mu pomóc. On wiedział. A my wciąż znamy tylko strzępy jego życiorysu.

Historia doktora Judyma z Szamotuł rozpoczyna się 20 sierpnia 1946 roku w Stajkowie nieopodal Lubasza, w dzisiejszym powiecie czarnkowsko – trzcianeckim. To tam przyszedł na świat. Jego ojciec był nauczycielem, matka prawdopodobnie zajmowała się domem. Miał 3 braci, z których jeden, podobnie jak on wybrał medycynę, dwóch zostało nauczycielami. Okres młodości wraz z rodziną spędził w Lubaszu.

W 1965 roku podjął studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Poznaniu. Dyplom obronił 25 czerwca 1971 roku, a 15 grudnia 1978 uzyskał tytuł specjalisty – pediatry. Nie skorzystał z propozycji pracy naukowej na Akademii. Twierdził, że nie po to został lekarzem. Po prostu chciał leczyć. Taki dostał znak od życia.
W latach 1981 – 1986 pracował w szpitalu w Czarnkowie pełniąc funkcję ordynatora oddziału dziecięcego. Później, przez blisko 3 lata, również jako ordynator oddziału dziecięcego, otaczał opieką i troską małych pacjentach w szpitalu w Środzie Wielkopolskiej.

Szamotuły nigdy o Nim nie zapomną. Minęło 5 lat od śmierci L...

Założył biały kitel w Szamotułach

1 września 1989 roku po raz pierwszy założył biały kitel w Szamotułach. To właśnie wtedy rozpoczął pracę w miejscowym SP ZOZ-ie na stanowisku starszego asystenta. Zajmował je do 30 września 1998 roku. Z szamotulskim szpitalem jednak się nie rozstał – jeszcze przez wiele lat współpracował z nim wspierając pediatrów swoją wiedza i doświadczeniem, pomagając mieszkańcom.

Pokolenie dzisiejszych trzydziesto i czterdziestolatków doskonale zapamiętało go także z poradni dziecięcej działającej przy ulicy Dworcowej, a dla młodszych szamotulan był panem doktorem z przychodni „Medicus”. Wielu odwiedzał w domach. Z niezmiennym opanowaniem na twarzy, wielką czarną torbą lekarską w ręku i prochowcu zarzuconym na ramiona. A kiedy przeszedł już na emeryturę, mieszkańcy całej Wielkopolski przyjeżdżali do niego. Bo wieść o niezwykłym doktorze Judymie z Szamotuł niosła się po Polsce.

Wiódł bardzo skromne życie

Szczególne miejsce w jego życiu i pracy zawodowej zajmowały dzieci niepełnosprawne. Mówił o nich z niezwykłym ciepłem w głosie powtarzając, że są wyjątkowe. Dodawał otuchy rodzicom, doradzał też podczas tworzenia Stowarzyszenia Społecznego Na Rzecz Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski. A potem kibicował organizacji, kibicował niepełnosprawnym w pokonywaniu codziennych barier. Musiał być z nich dumny.

Czuł się mocno związany z regionem, z Ojczyzną. Chociaż wielokrotnie proponowano mu pracę w niemieckich klinikach, pozostał tu gdzie jego dom, jego serce – jego pacjenci. W Szamotułach. Ale pomagał nie tylko dzieciom. Również ich rodzicom, dziadkom. Przekonywał, że nie powinni tak pędzić, że trzeba odpocząć, nacieszyć się rodziną. Bo ona jest najważniejsza. Tę myśl czuło się zresztą w każdym jego słowie.

A słowa zawsze ważył, by do każdego podejść z odpowiednim szacunkiem. Taką zasadę wyniósł z domu. Kreślił je zresztą jak mało kto. Z nieodzownym wiecznym piórem w ręku wypisywał recepty i kartki informujące o właściwym dawkowaniu leków. Później nie tylko farmaceuci głowili się nad ich rozczytaniem. Pióro, obok stetoskopu, było jego atrybutem. Nigdy nie sięgał po długopis. Bo rzeczy ważne trzeba było wykonywać we właściwy sposób.

Wiódł bardzo skromne życie i takim był człowiekiem. Kiedy zwracaliśmy się do niego z prośbą o wywiad, zawsze odmawiał. – Jestem dla ludzi, nie dla mediów – mówił. W ten sposób reagował na informację o nominacji jego osoby do plebiscytów „Głosu Wielkopolskiego”. Nie godził się nawet na wykonanie fotografii. Gdyby wiedział, że napiszemy to wspomnienie, na pewno strasznie by się oburzył. Taki był. Takiego go kochaliśmy.

Leczył do samego końca

W dniu, w którym odszedł przyjął ostatniego pacjenta. Nie czuł się już zbyt dobrze, ale zaprzeczyłby sam sobie i przysiędze, którą składał, gdyby odmówił. Do końca pozostał blisko ludzi, do końca oddany pracy. Wielu jeszcze za życia chciało postawić mu pomnik. Niepotrzebnie. Bo wszystkimi swoimi czynami doktor Ryszard Surma budował historię, która trwalsza będzie od materii. Pozostanie w ludziach, w nas. O niezwykłym lekarzu, który nigdy nie założył własnej rodziny, ale dla swoich pacjentów był jedną z najbliższych osób, będziemy opowiadać dzieciom i wnukom. Nie zapomnimy. Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, bo przecież nie zdążyliśmy się pożegnać...

Doktor Ryszard Surma był człowiekiem, który zdecydowanie nie pasował do dzisiejszych czasów. Paradoksalnie jednak – tak bardzo w tych czasach był potrzebny. I pewnie dlatego dziś tak strasznie nam go brakuje...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto