Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gm. Szamotuły. Rzucali kamieniami w rannego bociana. Uratowała go 10-letnia dziewczynka [ZDJĘCIA]

Magda Prętka
Magda Prętka
Mat. Magdaleny Krupeckiej
Madzia Krupecka z Gałowa ma zaledwie 10 lat. Jest niezwykle wrażliwa na potrzeby i krzywdę zwierząt. Widząc rannego bociana, z którego dorośli stroili sobie żarty, nie zastanawiała się ani przez chwilę. Zostawiając strach daleko za sobą pospieszyła na pomoc zwierzęciu. Uratowała mu życie

Prawdziwe bohaterstwo kryje się w odwadze. I w tym ułamku sekundy, w którym człowiek podejmuje decyzję, by wyzbyć się strachu i stawić czoła zagrożeniu, wyzwaniu. By nie pozostać biernym i po prostu coś zrobić. Madzia i Jacek nie zastanawiali się zbyt długo. Wiedzieli, że nie mogą postąpić inaczej. Bo przecież – jak sami mówią – gdy ktoś potrzebuje pomocy, nie można się wahać – trzeba pospieszyć na ratunek. To była ich własna decyzja i chwila, która miała zadecydować o życiu lub śmierci. Gdyby nie szybka reakcja 10-letniej dziewczynki i 11-letniego chłopca bocian, który uderzył w słup linii wysokiego napięcia, prawdopodobnie już by nie żył. Dzieci doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że jeśli nie pomogą zwierzęciu, zostanie potrącone przez samochód lub umrze z wycieńczenia. Madzia otuliła boćka ramionami i przy wsparciu Jacka przeniosła w bezpieczne miejsce. Wkrótce potem zwierzęciem zajęły się służby weterynaryjne. Madzia uratowała mu życie.

Do zdarzenia doszło w czwartek, 8 sierpnia w Gałowie (gm. Szamotuły). Kilka dni wcześniej bocian uległ wypadkowi, uderzając w sieć energetyczną i padając na ziemię. Hanna Krupecka, mieszkanka Gałowa poinformowała o tym strażaków, jednak gdy ci dotarli na miejsce, zwierzę uciekło. W ciągu kolejnych dni błąkało się po okolicy, prawdopodobnie bez żadnego pożywienia. W czwartek bocian pojawił się na polu przy drodze wiodącej do Przyborowa, nieopodal figury. Z relacji świadków wynika, iż kilkoro mieszkańców odganiało zwierzę, rzucając w nie kamieniami. Gdy wyszło na jezdnię, kręcili telefonami filmy i dalej je przeganiali, strojąc sobie z niego żarty. Bocian był ranny i wyraźnie osłabiony. Przyglądało mu się wiele osób, ale nikt nie zareagował. Nikt nie pospieszył z pomocą.

Hanna Krupecka przejeżdżała akurat samochodem przez wieś wraz z dziećmi. Widząc, co się dzieje poprosiła Madzię i Jacka, by pozostali na miejscu, a ona sama udała się do domu, aby o całej sytuacji powiadomić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wronkach.

- Pani weterynarz poprosiła, abyśmy zrobili bocianowi zdjęcia, obserwując jak się zachowuje – czy jest w stanie samodzielnie się poruszać, czy próbuje latać. Zasugerowała też, abyśmy spróbowali przenieść bociana w jakieś bezpieczne, ogrodzone miejsce. Przestrzegła jednak, że należy uważać na dziób, bo jeśli się wystraszy, może zacząć nim ruszać i od razu skieruje go w stronę oczu człowieka – relacjonuje pani Hanna – Gdy skończyłam z nią rozmawiać, zadzwoniła do mnie Madzia mówiąc, że niesie właśnie bociana na rękach. Sądziłam, że to żart, bo przecież w jaki sposób 10-letnia dziewczynka mogła złapać dzikiego ptaka? A jednak była to prawda. Natychmiast wybiegłam z domu. Przypominając sobie wskazówki i przestrogę pani weterynarz, byłam cała w nerwach – bałam się o córkę. Gdy ją zobaczyłam, to było coś nieprawdopodobnego! Niosła bociana na rękach jakby był szczeniakiem – opowiada.

Okazało się, że widząc bezradność rannego zwierzęcia, który chodził po ulicy narażając się na potrącenie i obserwując zachowanie dorosłych mieszkańców, dzieci natychmiast pospieszyły na ratunek bocianowi. Choć nie wiedziały jak się zachowa, musiały wyzbyć się wszelkich obaw. Bocian był jednak bardzo spokojny i pozwolił do siebie podejść. Madzia wzięła go na ręce, a chwilę później zatelefonowała do mamy.

- Czy się bałam? Niespecjalnie. Widziałam, że jest słaby, że coś go boli i poczułam, że po prostu muszę mu pomóc. Wtedy strach odchodzi gdzieś na bok – przyznaje dziewczynka – Gdy zaczynał ruszać mi się na rękach, szłam bardzo powoli, by nie odczuwał bólu. Tak jest przecież też z ludźmi – gdy ktoś złamię nogę, to należy bardzo powoli i spokojnie przenieść go w bezpieczne miejsce, aby noga nie bolała go jeszcze bardziej – mówi Madzia.

Przyglądająca się zdarzeniu, mieszkająca nieopodal Magdalena Pernak zgodziła się, aby chwilowym schronieniem dla zwierzęcia stał się jej ogród. Podwórko państwa Krupeckich nie jest bowiem ogrodzone, w związku z czym nie byłoby bezpiecznym miejscem dla bociana. Mieszkańcy zapewnili mu wodę i pożywienie. Kolejnego dnia zwierzę mieli odebrać z Gałowa pracownicy Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Kleszczynie, których o sprawie poinformował wroniecki TOZ. Dzieci cały czas doglądały bociana sprawdzając, jak się czuje. Nadały mu nawet imię.

- Nasz bociek został Stefanem. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą – mówi z uśmiechem Madzia – Na drugi dzień wstałam rano, zjadłam śniadanie, szybko się ubrałam i od razu pojechałam rowerem do Stefana. Najpierw dałam mu się obwąchać, by się mnie nie bał. To młody bocian, więc był bardziej ufny. Sprawdziłam, czy wypił wodę i coś zjadł. Potem sam do mnie podchodził, przystawiał dziób do mojej buzi, jakby chciał się bawić. Dał się nawet przytulić i chyba poczuł, że jest bezpieczny – opowiada dziewczynka.

W piątek, 9 sierpnia po południu bocian trafił do ośrodka w Kleszczynie, gdzie powoli odzyskuje siły. Okazało się, że miał złamane skrzydło, zranioną nogę i dziób. Madzia ma nadzieję, że na wiosnę Stefan wróci do Gałowa.

- Trochę za nim tęsknię, ale wiem, że tam, gdzie jest teraz będzie mu dobrze. Wyzdrowieje i odzyska siły – komentuje dziewczynka.

Swoją odwagą Madzia zawstydziła dorosłych, dając im zarazem lekcję na temat tego, jak człowiek powinien się zachować widząc potrzebujące zwierzę.

- Odwaga dzieci jest godna podziwu. Ja osobiście nie wiem, czy odważyłabym się wziąć bociana na ręce – przyznaje pani Magda, której ogród na chwilę stał się domem dla rannego zwierzęcia.

Podobnego zdania jest również mama Madzi i Jacka. - Podziwiam córkę za to, co zrobiła, a przede wszystkim za jej odwagę. Ja byłam tylko w stanie powiadomić służby weterynaryjne. Wiem, że z obawy o to, jak może się zachować dziki ptak, nigdy nie wzięłabym bociana na ręce – wyznaje.

Dziewczynka jest niezwykle wrażliwa na potrzeby i krzywdę zwierząt. Kilka miesięcy temu opiekowała się rannym gołębiem, który prawdopodobnie został poszkodowany w starciu z drapieżnym ptakiem. Jemu również uratowała życie.

- Spoglądając na zdjęcia Madzi, widzę teraz, że zwierzęta towarzyszyły jej od najmłodszych lat. Mówi zresztą, że chciałaby zostać weterynarzem, a my zastanawiamy się, jakie zwierzę przyniesie jeszcze do domu – śmieje się pani Hanna.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto