Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O trudnej służbie i powodach protestu rozmawiamy z ratownikiem medycznym

Michalina Fritsch
Dziś większość ratowników medycznych, czyli tych którzy w bezpośredni sposób odpowiadają za nasze zdrowie zarabia od 1700 do 2200 zł. Jest ich zatrważająco mało, bo w całej Polsce ten zawód wykonuje 14000 osób, a przygotowanie do niego to wieloletnie studia medyczne, a później stres, ryzyko infekcji, przemoc słowna i fizyczna. Ratownicy coraz głośniej opowiadają o odpowiedzialności jaka na nich spoczywa, złych warunkach na jakich są zatrudnieni i punktują w swoich postulatach niedociągnięcia Systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. W całej Polsce, również w Szamotułach odbywa się strajk ratownictwa medycznego. Rozmawiamy z Damianem Mikułą, jednym z ratowników medycznych szamotulskiego pogotowia, który mówi o swoim zawodzie i powodach strajku.

Gdy próbowaliśmy się umówić na tę rozmowę wspominałeś, że byłeś ponad dobę w pracy. Trudno mi sobie to wyobrazić.
Oprócz pracy na oddziale ratunkowym w Szamotułach pracuję też w Pniewach. Po dyżurze w Szamotułach miałem drugi dyżur w Pniewach. Ten czas przeraża, ale nie jest to praca ciągła jak na przykład na produkcji, tutaj wiele się może wydarzyć w ciągu godziny, albo przez kilka godzin może nie wydarzyć się nic.
W czym więc problem?
W odpowiedzialności, która jest ogromna. Odpowiadamy za ludzkie życie tu i teraz, wprowadzamy procedury, decydujemy, często działamy pod wpływem stresu.
Ile razy w ciągu tej doby dyżuru wyjeżdżacie do pacjentów?
Bardzo różnie, od kilku do kilkunastu razy. Przy czym trzeba rozróżnić pracę ratownika w Szamotułach i Poznaniu gdzie jak się wsiada do karetki to wychodzi się po 12 godzinach. Chodzi o to, że tutaj może się wydarzyć wszystko. Reanimujemy pacjentów, musimy rozpoznać bardzo szybko objawy, nie możemy pozwolić sobie na błędy. Gdy wyjeżdżamy, nie wiemy co i kogo zastaniemy. Bywamy u ludzi pokrzywdzonych, biednych, wyolbrzymiających lub takich, których mimo starań nie udało się nam uratować. Jasne, że po pewnym czasie człowiek się znieczula i traktuje to jak pracę. Różnice między świeżakami, a tymi doświadczonymi można już zauważyć na studenckich praktykach, ale nigdy nie znieczulamy się przecież do końca. Na jednym dyżurze można przyjechać do dziecka, które zmarło śmiercią łóżeczkową, co dla rodziny jest przecież ogromną tragedią, zaraz potem reanimować kogoś kto tego potrzebuje, a na koniec pojechać do kogoś komu trzeba tłumaczyć, że do ugryzienia komara nie wzywa się karetki, a tym bardziej nie umiera się od tego. Scenariuszy jest naprawdę wiele, a umiejętność działania pod wpływem adrenaliny i inteligencja emocjonalna jest na wagę złota. To zawód o podwyższonym stopniu ryzyka, ze względu nie tylko na pracę jaką wykonujemy, ale też jak ona wpływa na nas. W wielu krajach jest kompleksowe wsparcie psychologiczne dla ratowników, u nas istnieje tylko na papierze. Żadna jednostka w Polsce nie ma na etacie psychologa, z którym moglibyśmy się skonsultować co do swoich emocji, radzenia sobie ze stresem, ale też sposobów podejścia do pacjenta. W Wielkiej Brytanii zaraz po wyjeździe, na którym nastąpił zgon pacjenta ratownicy mają chwilę na porozmawianie z psychologiem, u nas musimy zakończyć procedurę i jeśli to potrzebne natychmiast jechać do następnego pacjenta. Nie ma tego buforu.
Konsultujecie się między sobą, rozmawiacie o problemach?
Tak, w naszym zawodzie rozmawiamy otwarcie, wymieniamy się doświadczeniami. To wyjątkowo solidarna grupa zawodowa, może dlatego, ze nie mamy nigdzie indziej tego wsparcia.
Najtrudniejsze dla Ciebie przypadki, z którymi miałeś do czynienia?
Przyjechaliśmy kiedyś do dziecka, które zmarło z powodu nagłej śmierci łóżeczkowej. Innym razem również do dziecka, które było w samochodzie podczas poważnego wypadku, później zmarło podczas transportu helikopterem do szpitala w Poznaniu i ten karambol na autostradzie A2, gdzie odbieraliśmy poszkodowanego, jako jedna z kilku karetek i kilku helikopterów.
Tyle dziś akcji edukacyjnych o reanimacji, co tak naprawdę jest najważniejsze gdy ktoś jej potrzebuje?
Jeśli ktoś ma zatrzymanie krążenia, a nikt wokół tej osoby nie podejmie się reanimacji może dojść do śmierci nawet w pięć minut, ale jeśli odważymy się chociażby uciskać klatkę piersiową z szybkością 100 uciśnięć na minutę, wydłużamy ten czas. Wszystko zależy od urazu, choroby, wypadku, któremu uległa ta osoba, ale zawsze, naprawdę warto próbować, bo jeśli ktoś przestał oddychać nie zaszkodzimy tej osobie, tylko dajmy szansę.
Ile Ty ich wykonałeś?
Ponad sto, do pełnej sprawności wróciły dwie osoby. To trudne nawet dla nas, reanimacja w realnym życiu to nie reanimacja w amerykańskim filmie. Wymiociny, krew, różne warunki wokoło. Jeśli jednak czekamy na karetkę i chodzi o życie naszych bliskich, warto podjąć się tego, nawet w tak stresującej sytuacji.
O co więc postulujecie w swoim proteście?
O to żeby w Polsce, tak jak na całym świecie płace i warunki zatrudnienia były dostosowane do odpowiedzialności, stresu i ciężaru jaki na nas spoczywa. Chcemy upaństwowienia systemu ratownctwa, bo dziś w wielu szpitalach ratownicy, w odróżnieniu do reszty personelu, zatrudnieni są przez prywatne firmy, które podpisują kontrakt z NFZ.
Zawód ratownika po zmianach w 2006 roku był traktowany jak coś gorszego. To się powoli zmienia?
Tak. Ludzie już nie mówią, że z oszczędności, zamiast lekarza przyjeżdżają ratownicy, a i sprzęt uległ modernizacji. Dziś możemy pacjentowi podać ponad 40 leków w karetce, wykonać EKG.
Szamotulanie zauważyli częstsze przejazdy karetek na sygnale, to część protestu?
Tak, bo tylko w taki sposób możemy to wyrazić. Gdyby tysiące ratowników odmówiło wykonywania swoich obowiązków nastąpiłaby przecież apokalipsa. Nikt kto poważnie traktuje ten zawód nie zdecydowałby się na to.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto