Cieszyli się, że już niebawem nastąpi poprawa nie tylko bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów, ale że skończy się również ich koszmar związany z hałasującymi w czasie jazdy po dziurawej nawierzchni pojazdami.
Przez kilka pierwszych miesięcy remontu mieszkańcy ze spokojem przyglądali się postępowi prac i z anielską wręcz cierpliwością znosili nie tylko hałas maszyn budowlanych, ale także kłopotliwe utrudnienia w ruchu związane z przejazdem przez rozkopaną ulicę i z dojazdem do swoich posesji. Ich spokój trwał do września, gdy okazało się, że wykonawca prac - firma Berger Bau, nie zdąży zakończyć remontu w wyznaczonym terminie, czyli do 16 listopada. Sprawę skomplikował dodatkowo mroźny początek zimy. Zdesperowani mieszkańcy, chcąc dowiedzieć się, kiedy skończy się ich koszmar, zaczęli zabiegać o spotkanie z inwestorem, przedstawicielami Wojewódzkiego Zarządu Dróg oraz z gminnymi władzami samorządowymi.
Na początku stycznia takie zebranie rzeczywiście się odbyło. Jego inicjator - radny gminy Pniewy, Marek Wendt odczytał wówczas szereg uwag dotyczących zniszczeń, jakie dokonały się podczas realizacji inwestycji. Radny Wendt skarżył się na opieszałość drogowców, ich ucieczki z miejsca pracy, a także na głośne "wleczenie narzędzi". Wykonawca tłumaczył się niezbyt fortunnie, całe zło zrzucając na zbyt wczesny atak zimy. Przedstawiciele Zarządu Dróg poinformowali zaś o naliczaniu kary umownej, która wynosi 0,2 proc. wartości inwestycji za każdy dzień zwłoki. Pytany o termin zakończenia prac wartej 32 mln zł inwestycji, wykonawca mówił, że nastąpi on na przełomie maja i czerwca 2011 roku.
Od styczniowego spotkania mieszkańców prace nabrały nieco innego - trochę żywszego tempa. Niestety, wiele z wykonanych jesienią prac wymagało gruntownych poprawek. Dotyczyło to szczególnie chodników, które na określonych odcinkach trzeba było układać na nowo. Tempo prac - zdaniem mieszkańców - cały czas było jednak niezadowalające, a sytuacja wokół remontu drogi znowu stała się nerwowa.
Jeden z przedsiębiorców - najemca lokalu gastronomicznego Gospoda Pod Lipami, Grzegorz Masłej, rozważa nawet skierowanie sprawy do sądu i walkę o odszkodowanie. Restauratorowi, który rozgoryczony i zawiedziony liczy straty, niewiele pomóc może burmistrz gminy Pniewy Jarosław Przewoźny ani marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak czy też media. Jego sytuacja - jak pisze w liście do prezesa spółki Berger Bau Polska, Thomasa Lorkowskiego - w ekspresowym tempie zbliża się do bankructwa i nie jest godna pozazdroszczenia. Przed remontem bowiem lokal świetnie prosperował i znany był w całej okolicy z doskonałej kuchni. Od ubiegłego roku natomiast w lokalu klienci pojawiają się sporadycznie.
Być może doraźnym rozwiązaniem zaistniałego problemu byłoby żywienie w Gospodzie Pod Lipami wszystkich pracowników z firmy Berger Bau. Strach pomyśleć jednak, co by się stało, gdyby tak bardzo zasmakowali oni kuchni Grzegorza Masłeja, że nie bacząc na odszkodowanie, jakie Berger Bau będzie musiało zapłacić, postanowili nie spieszyć się z dokończeniem remontu drogi.
Obecnie rozwiązania jednak nie widać. Firma realizująca inwestycję bezradnie rozkłada ręce.
Mieszkańcy Pniew stają się natomiast coraz bardziej rozgoryczeni, nie mówiąc już o właścicielu gospody, który obawia się o przyszłość prowadzonej przez siebie działalności. Być może niedługo rzeczywiście skieruje on sprawę do sądu, gdyż według niego usprawiedliwianie się przez firmę Berger Bau w kwestii opóźnienia realizacji inwestycji przez niespodziewane nadejście mroźnej zimy, nie jest tak naprawdę żadnym wytłumaczeniem.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?