- W Samsungu pracuje dużo chłopaków, którzy uciekli z Ukrainy, żeby nie zabrali ich na wojnę - przyznaje Sasza, który przyjechał do Wronek z żoną. - Nie chcą wracać, bo nie ma do czego - dodaje.
Sasza pochodzi z województwa lwowskiego. Razem z żoną chce się w Polsce dorobić.
- Na Ukrainie mam robotę prawie tak opłacalną jak tu. Ale żona nie może nic znaleźć - opowiada.
- Przyjechaliśmy, żeby wspólnie zarobić na dom - wyjaśnia.
Tłumaczy też, że w kraju, z którego pochodzi żyje się ciężko. Niektóre zajęcia są tak słabo płatne, że ludzi nie zarobią, by się utrzymać.
- Na Ukrainie jest dramat pod względem pracy - potwierdza jeden z wynajmujących mieszkania Ukraińcom wronczan. - Właśnie wróciła para. Nie było ich w swoim kraju przez kilka miesięcy. Mówili, że panuje tam straszna drożyzna. Człowiek może naprawdę ciężko harować i nie zarobić na chleb. Na Ukrainie jest duża inflacja. Przeciętnego człowieka na nabiał i mięso stać może raz w miesiącu - opowiada.
- Wróciliśmy z żoną na Ukrainę. Przez 4 miesiące ceny wzrosły o 60-70 procent - potwierdza Sasza, który nie boi się ciężkiej pracy w Polsce. Podobnie, jak w domu pracuje po 12 godzin na dobę.
Policja przyznaje, że w naszym powiecie z Ukraińcami nie ma większych problemów. Z perspektywy stróżów prawa nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle Polaków.
Więcej na ten temat przeczytacie w "Dniu Szamotulskim".
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?