Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Biniaś - strażak, który sam został poszkodowany w poniedziałkowym zdarzeniu

Robert Poczekaj
Marcin Biniaś jest strażakiem w pniewskiej jednostce OSP. W poniedziałek wraz z druhami i druhnami niósł bezinteresowną pomoc poszkodowanym. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności sam trafił do szpitala
Marcin Biniaś jest strażakiem w pniewskiej jednostce OSP. W poniedziałek wraz z druhami i druhnami niósł bezinteresowną pomoc poszkodowanym. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności sam trafił do szpitala Magda Prętka
Marcin Biniaś jest strażakiem w pniewskiej jednostce OSP. W poniedziałek wraz z druhami i druhnami niósł bezinteresowną pomoc poszkodowanym. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności sam trafił do szpitala

Dzień 2 listopada 2015 roku zapadnie w pamięci wielu osób. Dla mieszkańców Pniew już zawsze kojarzyć się będzie z dramatem, który rozegrał się w kamienicy przy ulicy św. Wawrzyńca 18. Bo chociaż w tym przypadku można mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu, wydarzenie wstrząsnęło cały miastem.

Zbiórka na rzecz poszkodowanych w wybuchu ruszyła niemal natychmiastowo. Gotowych do działania osób nie brakuje. Dramat, jaki rozegrał się w poniedziałek ich zjednoczył.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: WYBUCH GAZU W PNIEWACH

Jedną z osób, która ucierpiała w wyniku wybuchu jest 25 – letni Marcin Biniaś – strażak z pniewskiej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Tak, jak jego koledzy oraz koleżanki i on niósł tego dnia bezinteresowną pomoc. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że dołączył do grona osób pokrzywdzonych. W trakcie akcji ratunkowej doznał poważnego złamania ręki, trafił do szpitala i niestety – również na blok operacyjny.

Dziś powoli dochodzi do siebie. Mówi, że zdarzenia z początku tygodnia nie zapomni już nigdy. Wspomina je spokojnie, choć nadal bardzo przeżywa to, co się stało.

– Spałem, miałem jechać o 15.00 do Poznania, a potem na uczelnię do Łodzi. Obudził mnie dźwięk pagera. Kiedy przybiegliśmy do remizy dowiedzieliśmy się od dyspozytora, że miał miejsce wybuch gazu. To były dramatyczne słowa: są uwięzieni ludzie. Staliśmy tak przez chwilę pełni niedowierzania. Ruszyliśmy. Dopiero na miejscu doszło do nas z jakim rozmiarem zdarzenia mamy do czynienia – wspomina Marcin – Ludzie krzyczeli, poganiali nas, mówili że na górze są uwięzieni ludzie, w tym dzieci – opowiada.

W takiej chwili trzymanie emocji na wodzy, to podstawa. Marcin z wielkim uznaniem mówi o zachowaniu dowódcy całej akcji, który – jak sam to określa – nie dał się zwariować temu zamieszaniu.

– Zobaczyliśmy zawaloną klatkę schodową. Wówczas szybka decyzja o użyciu drabin. Wszedłem na auto i wraz z kolegami zaczęliśmy rozstawiać 10 – metrową drabinę, aby dotrzeć na wyższe piętra. I wtedy niestety się to stało… Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności drabina zahaczyła o mnie. Spadłem z wysokości ponad 3 metrów. Potem szpital – wspomina.

Powrót do służby pozostaje wielkim marzeniem. – Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę mógł działać – uśmiecha się chłopak.

To niestety jednak kwestia paru miesięcy. Złamanie jakiego doznał było poważne. Ręka musi teraz nie tylko się zrosnąć , ale i – mówiąc kolokwialnie – dojść do siebie, odzyskać siłę.

– Musi być odpowiednio wytrzymała. Inaczej stwarzałbym tylko zagrożenie dla siebie i innych – mówi Marcin.

Marcin Biniaś zapisał się do straży stosunkowo niedawno, bo w 2013 roku. Była to decyzja dość spontaniczna podjęta podczas Drzwi Otwartych OSP Pniewy. Chłopak studiował wtedy ratownictwo medyczne. Docelowym kierunkiem miała być medycyna. I faktycznie, dziś Marcin szkoli się na przyszłego lekarza, z ratownictwa medycznego zrezygnował. Nie uważa jednak tego czasu za stracony. Podczas pracy w charakterze wolontariusza na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Poznaniu nauczył się wielu rzeczy, których na studiach – jak sam mówi – być może nigdy nie zobaczy.

Marcin reprezentuje rzadko spotykane połączenie strażaka i studenta medycyny.

– Jest wiele osób, które są ode mnie ciekawsze. W OSP wspaniałym jest to, że spotykają się ludzie wykonujący różne zawody, o różnych umiejętnościach, pasjach. Pracujemy jako zespół. Jak to kiedyś powiedział mi jeden doświadczony strażak: u nas nie ma doktorów, studentów, dyrektorów, są tylko druhowie – skromnie opowiada chłopak.

Przyznaje, że cieszy go to, jak w praktyce może wykorzystywać wiedzę zdobytą na studiach. Jednocześnie dostrzega jak wiele sam uczy się od kolegów i koleżanek strażaków. Tych, na początku tygodnia przy łóżku chorego było wielu. Cały dzień wpadał ktoś w odwiedziny – z prezesem pniewskiej jednostki na czele.

– To jest jak rodzina, czasami się kłócimy, mamy inne zdanie na różne tematy ale każdy wie, że w krytycznej sytuacji może liczyć na drugiego, na jego wsparcie – mówi strażak Marcin, który nie kryje dumny ze swoich druhów.

Ci, mimo wypadku kolegi zachowali do końca pełne profesjonalizmu opanowanie. Trochę w nim złości na siebie, że dołożył dowódcy dodatkowych kłopotów. Jest jednak świadomy tego, że jak to bywa w życiu każdego strażaka – ryzyko jest wpisane w pełnienie służby. A za nią, Marcin już teraz tęskni. Gdy we wtorek odwiedziliśmy go w szpitalu w Szamotułach mówił, że jak najszybciej będzie musiał wrócić.
Dużo zdrowia zatem życzymy, skutecznej rehabilitacji i faktycznie – rychłego powrotu w szeregi pniewskich ratowników.

Współpraca: Magda Prętka

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto