Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zuza Piechaczyk i pewien Czarny Kot! [ZDJĘCIA]

Magda Prętka
Zuza Piechaczyk ma zaledwie 21 lat, a jednak postanowiła zagrać vabank. Przy wsparciu rodziny i znajomych otworzyła w Szamotułach klubokawiarnię, realizując w ten sposób swoje wielkie marzenie. Na razie jeszcze nie wygrała, ale gorąco wierzy w to, że Czarny Kot przyniesie jej kiedyś szczęście...

Zuza Piechaczyk z Szamotuł

Przypadki sprawiają, że życie staje się nieprzewidywalne, a przez to i ciekawsze zarazem. Dzięki temu skupić się można na szczegółach, które – gdyby tylko bliżej im się przyjrzeć – okazuje się, że budują nasz świat. Reguła z przypadkami co prawda nie sprawdza się zawsze, ale często. Chyba, że jest się osobą przesądną – wtedy kobieta niezamężna nigdy nie usiądzie na rogu stołu, zbite lustro oznaczać będzie koniec świata, a i przez przypadek nie zajrzy się do Czarnego Kota. I popełni się wówczas duży błąd. Przede wszystkim dlatego, że nie pozna się Zuzy i jej dzielnej ekipy, która dosłownie w jednej chwili postanowiła zawojować Szamotuły. Wcale nie brawurowo jednak, wcale nie z przepychem, czy jakąś arogancją. Kilkoro młodych ludzi zwyczajnie zapragnęło pomóc Zuzie zrealizować jej marzenie.

W wieku 21 lat postawiła wszystko na jedną kartę, zagrała vabank i chociaż jeszcze nie wygrała, a strach o przyszłość towarzyszy jej każdego dnia, głośno i z szerokim uśmiechem na twarzy mówi: do odważnych świat należy! Zuza Piechaczyk jest rodowitą szamotulanką zakochaną w swoim mieście. Nigdy nie myślała o tym, by uciec do metropolii. W Szamotułach „trzyma” ją rodzina, znajomi, bliscy, którzy każdego dnia z dumą przyglądają się poczynaniom szefowej miejscowej klubokawiarni – Czarnego Kota, który od 5 miesięcy pisze swój własny rozdział w historii Szamotuł.

– Myśl o otwarciu „czegoś swojego” funkcjonowała w mojej głowie już od dawna. Jestem absolwentką technikum gastronomicznego, wcześniej pracowałam jako kelnerka, wciąż marząc jednak o tym, by rozpocząć własną działalność. I tak, z czasem, od myśli przeszłam do czynów – opowiada z uśmiechem Zuza – Na początku tego roku zaczęłam rozmawiać na ten temat z rodzicami. To oni byli i są zresztą nadal największym wsparciem dla mnie. Wkrótce potem zapadła decyzja: otwieram własną knajpę! – dodaje.

Nie było to jednak wcale takie łatwe. Najpierw 21 – latka musiała założyć firmę, stworzyć koncepcję działalności lokalu, a dopiero na samym końcu – wziąć się do pracy. Dość szybko udało jej się znaleźć odpowiednie pomieszczenie – lokal przy ulicy Spółdzielczej, w którym już wcześniej działała knajpa. Konieczny był generalny remont, w którym Zuzie z radością pomagała rodzina i znajomi. Entuzjazm wciąż mieszał się jednak z obawami. – Jeszcze, gdy wypełniałam dokumenty dotyczące otwarcia firmy, w głowie rodziły się pytania: czy to na pewno jest dla mnie? czy dam sobie radę? Ostatecznie je odrzuciłam, wygrała chęć realizacji marzenia – mówi Zuza.

Od początku wiedziała czego chce i w jakim kierunku wraz ze swoją klubokawiarnią będzie podążać. Knajpa Zuzy miała być miejscem spotkań kilku pokoleń mieszkańców. Przestrzenią, w której można napić się kawy, zjeść zdrowy obiad, a wieczorem przyjść na piwo i posłuchać muzyki. Chciała stworzyć w niej domowy klimat – tak, by ludzie do niej wracali z bardzo prostej przyczyny: – Bo będą czuć się tu dobrze – mówi szefowa.
Nazwa: Czarny Kot pojawiła się na samym końcu – oczywiście przez przypadek! – Miałam już w głowie zamysł tego miejsca – jak będzie ono wyglądać, co tutaj się znajdzie. Brakowało nazwy, aż pewnego dnia zaczęłam przeglądać z koleżanką strony internetowe różnych knajp i karty drinków, shotów itd. Moją uwagę przykuł „czarny kot”. I tak postanowiłam, że otwieram Czarnego Kota! – wspomina.

Wielka przygoda Zuzy z dorosłością zaczęła się 6 maja. Na otwarciu pojawiły się prawdziwe tłumy, było głośno, różnobarwnie. W barze serwowano zupy w miniaturowych kubkach i inne zakąski. Zaskoczyło. Sama kuchnia stała się zaś elementem wyróżniającym Czarnego Kota w mieście.

– Chcę uświadamiać mieszkańców, że należy zwracać uwagę na to, co się je. U nas nie ma frytek i kebabów, jest za to zdrowa i smaczna żywność. Nie wszystko musi być przecież smażone w głębokim oleju, by było dobre. Ale nie popadamy też w skrajności, bo zjeść można u nas i karkówkę i schab. Specjalnością jest natomiast kurczak w sosie cytrusowym! – zapewnia Zuza – Początkowo nie mieliśmy stałej karty dań. Wypisywaliśmy na tablicy to, co akurat mogliśmy zaserwować. W ten sposób też eksperymentowaliśmy – jeśli jakieś danie przypadło do gusty klientom, później na stałe już zagościło w naszym „jadłospisie”. Większość pomysłów była autorstwa koleżanki, która niestety dziś już z nami nie współpracuje – dodaje.

Początkowo w prowadzeniu klubokawiarni Zuzie pomagali jej znajomi. Z różnych względów jednak, ich drogi się rozeszły. Mimo to, dziewczyna zawsze już będzie im ogromnie wdzięczna za wsparcie. Dziś mimo, że załoga Czarnego Kota została „okrojona” i momentami bywa ciężko, pomysłów na ożywienie życia towarzyskiego Szamotuł, dzielnej ekipie nie brakuje. – W weekend zaczynamy wielki eksperyment z czymś na kształt dancingów – śmieje się szefowa – W mieście brakuje miejsca, w którym można byłoby potańczyć, więc postaramy się wypełnić tę lukę. W przyszłości chcielibyśmy oddać część naszej przestrzeni lokalnym muzykom, kapelom garażowym, które w ten sposób mogłyby zaprezentować się szerszej publiczności. Mamy też plany związane z seansami filmowymi, ale póki co, to za drogi interes – przekonuje.

Zuza ma tak naprawdę jeden cel – zachęcić szamotulan do tworzenia pewnej kultury życia towarzyskiego. – Mama opowiadała, że niegdyś, w niedziele wraz ze znajomymi chodzili do nieistniejącej już kawiarni „Pod Basztą”. Zrzucali się na herbatę – niekiedy 3 osoby piły z jednej szklanki, ale nie to było ważne. Raczej to, by pobyć razem, móc gdzieś wyjść, to była dla nich ogromna przyjemność. Chciałabym, żeby w Czarnym Kocie było podobnie. Może niekoniecznie trzeba zrzucać się na herbatę, ale marzy mi się lokal tętniący życiem, rozmowami, gwarem – wyznaje.

Dziś jest ich pięcioro: Zuza i jej brat Wojtek (na zdjęciu), Hubert, Ania i Marzena. Chociaż są bardzo młodzi, wiedzą czego chcą. Chociaż towarzyszy im strach o przyszłość, nie zamierzają się poddać. Odważnie wkroczyli w dorosłość i nie zrobią już kroku w tył. Wierzą, że Czarny Kot kiedyś przyniesie im szczęście.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto