Adam Stachowiak na scenie Gościńca Sanguszko
Zdawałoby się, że pogoda tym razem nie da za wygraną, a lejący z nieba deszcz skłaniać będzie raczej do pozostania w domu, aniżeli obcowania z muzyką w plenerze. Stało się jednak inaczej.
Chowając się pod parasolami i kapturami kurtek przeciwdeszczowych licznie zgromadzeni szamotulanie oraz szamotulanki z dużym skupieniem wsłuchiwali się w dźwięki płynące ze sceny Gościńca Sanguszko. Deszczowa pogoda paradoksalnie świetnie komponowała się z repertuarem pełnym melancholii, jaki Adam Stachowiak zaprezentował w niedzielny wieczór. Było nastrojowo, sentymentalnie, bardzo wzruszająco.
Artysta nawiązał świetny kontakt z publicznością
Piosenki mówiące o miłości - jej poszukiwaniu i odnajdywaniu, rozczarowaniach, stosunkach międzyludzkich i drobnych radościach budujących szczęście, bezwiednie skłaniały do refleksji. Wywoływały uśmiech, budziły emocje, czasem również smutek wynikający z przemyśleń na temat własnych doświadczeń. Finalnie jednak przekonywały do tego, że świat pełen jest dobra, które trzeba tylko dostrzec, niekiedy go poszukać.
Program koncertu oparty został przede wszystkim na utworach doskonale znanych fanom i fankom Stachowiaka. Ci nierzadko wraz z artystą nucili teksty, podbijali refreny, przypominali słowa, gdy burza emocji na scenie przybierała na sile. Doskonały kontakt, jaki w ułamku sekundy nawiązał z publicznością - jego otwartość, humor, umiejętność podjęcia rozmowy ze słuchaczami i słuchaczkami w każdej chwili, skutecznie tuszowały drobne pomyłki.
Piękne brzmienie
Ciepły, delikatny, acz wyrazisty wokal Stachowiaka bardzo dobrze współgrał z warstwą muzyczną. Duża w tym zasługa jego scenicznych kompanów - Piotra Lemańskiego na pianinie i Szymona Chudego na gitarze, których popisy instrumentalne sprawiły, że autorskie utwory w wersji akustycznej nie straciły absolutnie niczego ze swojej wartości, magii, uroku. Wydawało się nawet, że brzmiały jeszcze lepiej. Stachowiak sam przyznawał zresztą, że chciałby grać więcej koncertów kameralnych właśnie w takiej formule, gdyż granica między sceną a widownią znacznie szybciej ulega zatarciu.
I coś w tym faktycznie było. Bo tego wieczoru, choć muzyka w strugach deszczu została skąpana, można była jej słuchać i słuchać bez względu na chłód, czy iście jesienną aurę. To ona dawała ciepło.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?